Recenzja

12012 - PLAY DOLLs TYPE B

04/03/2012 2012-03-04 00:01:00 JaME Autor: Kinsao Tłumacz: Tsuki

12012 - PLAY DOLLs TYPE B

O krok od świetności - PLAY DOLLs 12012.

Album CD

PLAY DOLLs (TYPE B)

12012

Ładny riff otwierający Hermit wprawia mnie w dobry nastrój. Kiedy wchodzą wokal wraz z basem, to tak, utwór nadal mi się podoba. Efekty w tle są w pewnym sensie "niepokojące”, a w drugiej zwrotce pojawiają się interesujące wariacje. Do gustu przypadła mi również część mówiona, dodająca nieco więcej zróżnicowania. Jednakże, w moim odczuciu czegoś brakuje melodii refrenu - może dlatego, gdyż jest zbyt odznaczony (jeśli w ogóle można tak powiedzieć! Mam na myśli, że zbyt major jak na mój gust) i traci nieco na tempie. Ale przejścia wypadają dobrze! Dźwięki gitar są subtelne, lecz ostre oraz brzękliwe, a udział basu odpowiednio zaplanowany. Jednakże outro mogłoby mieć nieco większego kopa.

My Room Agony ma dobry rytmiczny początek (pomimo śladów tempa z poprzedniej piosenki). W 1:30 minucie można się dosłuchać odrobiny więcej basu, a sam utwór nieco łagodnieje, chociaż nadal zachowuje swoją surowość. Wolniejsza przerwa dobrze pasuje, jednak nie jest to rzecz przykuwająca moją uwagę - wydaje mi się, że trzeba tu nieco więcej różnorodności w grze perkusji. Solówka gitarowa znowu nie jest znowu niczym specjalnym, a jej ton jest irytująco chrapliwy, lecz z kolei linia basowa całkiem przyjemna. Właściwie, to bardziej przypadły mi do gustu chórki niż główna linia wokalna! W miarę słuchania utworu, coraz bardziej zaczyna mi się on podobać… Lubię bardziej melodyjne bity - kawałek jest w porządku i dobrze zaśpiewany. Cichnące bębnienie pod koniec także stanowi miły akcent.

W pierwszej chwili odłożyłem ocenę Wriggle Girls, jako że brzmi bardzo podobnie do dwóch poprzednich kawałków. Jest cichszy, ma dobrą melodię, gitary zostały użyte oszczędnie, ale z dobrym efektem. Nie jestem do końca pewna co do chórków - nie można powiedzieć, że szkodzą, ale czy w ogóle cokolwiek wnoszą? Przerwa w 2:20 minucie również mogła by być ciekawsza. Dźwięki perkusji są bardzo przenikliwe, ale moim zdaniem przydałoby im się trochę różnorodności (chociaż jest trochę fajnego bębnienia w 3:28 minucie!).

Icy-Cold-City jest w porządku, choć niezbyt się wyróżnia. Ma w sobie wiele z ”brzmienia 12012”, lecz w tym negatywnym znaczeniu z powodu niedostatecznego odznaczania się na tle innych kawałków. Piosenka ma ładne arpeggio, jednak milej byłoby, gdyby zostało ono odrobinę bardziej podkreślone. (Zauważcie też, że tym numerom brakuje dobrych gitarowych solówek!)

With Shallow ma ładny wstęp! - zarówno perkusja, jak i gitara brzmią dobrze. Chwytliwy riff, zaznaczony bas… Tak, podoba mi się… Nie jest nazbyt zgęstniały i przesadzony, a perkusja jest w sam raz (nie za sycząca). Właściwie, bębny są w porządku, koniec i kropka. Chórki są dobrze dopasowane. (Z jakiegoś powodu przywodzą mi na myśl lato!). Solówka gitarowa jest dobra, pomimo że bardziej przypadłoby mi do gustu trochę bardziej spektakularne solo - może nieco bardziej jazzowe - niż powtórka głównego riffu. Kompozycja ta w dobry sposób buduje napięcie, nie popadając przy tym w monotonię. Inne chórki pod koniec utworu również są w porządku. Kawałek jest dobry, szczególnie, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że jest to wolny utwór.

Melancholy ma dobre intro, choć nieco ”typowe”. W zwrotce podoba mi się gitarowe staccato. Perkusja w porządku, nieco zsynkopowana w niektórych momentach. Melodia również jest interesująca - jak dotąd moja ulubiona. Kontrast pomiędzy głośnym a cichym wypada dobrze, a harmonia zostaje zachowania. Uwielbiam krótkie perkusyjne przejście w 3:10 minucie!

Następna piosenka brzmi dokładnie tak, jak sugeruje to tytuł - Cheeky Doll! Znakomite, wpadające w ucho intro sprawiło, że zaczęłam aż przytupywać nogami. Główna melodia wydaje się czasami nie pasować, jednak w 1:40 minucie pojawia się ciekawa zmiana, przenosząc nacisk na nabierający intensywności wokal. Uwielbiam zwłaszcza jedną zabawną przerwę w 2:20 minucie, komponującą się świetnie ze wspaniałym, jazzowym gitarowym riffem! Krótka, melancholijna partia w 3:12 minucie wypada zadziwiająco dobrze (żałuję, że nie rozumiem tekstu!).

Spokojniejsze Calf Love charakteryzuje wysoki wokal. Dobre, drżące bębnienie nieźle kontrastuje ze stopniowo wzrastającym podkładem. W 1:15 minucie jakość śpiewu w niższym zakresie jest bardzo dobra i w zasadzie piosenka całkiem nieźle podkreśla wokal. Jednak miło by było mieć z tła coś więcej… Szybkie arpeggio przy solówce jest przyjemne dla ucha, choć chciałabym móc usłyszeć je nieco wyraźniej… także bas jest tutaj lepiej słyszalny. Kompozycja wykazuje pod koniec tendencję do ciągnięcia się, ale ratuje ją ciekawa perkusja.

The Swim ma niezłe intro, coś nieco odmienne od innych piosenek. Niesamowita, skrzypiąca gitara i seksowny wokal! Kawałek ten jest jak na razie najbardziej unikatowy na tym albumie. Chciałabym usłyszeć tą samą szorstkość głosu w solówce, ale wszystko utrzymane jest w tym samym klimacie. To jeden z moich ulubionych kawałków!

Podoba mi się bas w intro do Queer Passion, mimo że trzeba się nieźle przysłuchać, żeby w ogóle go usłyszeć. Kontrast także jest w porządku. Piosenka jako całość jest dobra, jednak nie wyróżnia się niczym spośród reszty numerów na tym albumie. Jest w niej świetny, wyrazisty wokal - najbardziej emocjonalny wśród wszystkich. Podoba mi się też ”chwila ciszy” oraz drobny riff pod sam koniec.

Ogólnie rzecz biorąc, jest to dobry album; jednak według mnie zyskałby na większym zróżnicowaniu tekstur i technik w różnych utworach, a także dzięki seksownym, uszczypliwym gitarowym solówkom! Pojawia się tu pewna ”monotonia brzmienia”, które powstrzymuje krążek od stania się naprawdę ”świetnym” albumem.
REKLAMA

Powiązani artyści

Powiązane wydawnictwa

Album CD 2006-02-01 2006-02-01
12012
REKLAMA