Tuż przed rozpoczęciem trasy JAPONICANA Jin porozmawiał z nami o swoim najnowszym albumie, roli w filmie i kilku innych sprawach.
9 marca Jin Akanishi wróci do Los Angeles na rozpoczęcie trasy JAPONICANA. JaME udało się spotkać z tym niezwykle zajętym człowiekiem i wypytać go o jego ostatnie dokonania i o to, jakie jest jego zdanie odnośnie różnic między Japończykami i Amerykanami.
Powiedz, proszę, co nieco o swojej roli w filmie "47 roninów", którego premiera zaplanowana jest na listopad 2012 roku. Czułeś zdenerwowanie pracując z Keanu Reevesem?
Jin Akanishi: Gram samuraja, syna dowódcy tytułowych czterdziestu siedmiu roninów. Jako jedyny rozumiem postać Keanu, ponieważ jest on wyrzutkiem. Bardziej czułem ekscytacje niż zdenerwowanie. Wiele przerw spędziłem w jego towarzystwie, przy nim można czuć się swobodnie.
Możesz się podzielić jakimś zabawnymi historiami z planu?
Jin Akanishi: Cóż, nie wiem, czy było coś szczególnie zabawnego, ale zdecydowanie ciężko się używało mieczy. Ponoć istnieje jakiś szczególny sposób zabijania ludzi. (śmiech)
Jaka była najtrudniejsza rzecz, którą musiałeś wykonać podczas kręcenia filmu?
Jin Akanishi: Nauczenie się jazdy konno i, oczywiście, treningi szermierki. Jeżdżenie konno jest po prostu bardzo… niewygodne.
Niektóre zdjęcia kręcono w Europie. Jakie to było doświadczenie? Miałeś czas na zwiedzanie?
Jin Akanishi: Przez większość czasu po prostu pracowałem na planie. Bardzo chciałbym zobaczyć więcej, ale nie miałem czasu. Jednak bez dwóch zdań pragnę tam wrócić i pozwiedzać.
Co myślisz o swoim hollywoodzkim debiucie? Ekscytuje cię myśl o nowej publiczności, która nie zna cię od strony muzycznej albo wcale o tobie nie wie? Jak zamierzasz ją sobie pozyskać?
Jin Akanishi: Jestem tym bardzo podekscytowany. Nie mogę się doczekać tych wszystkich imprez promujących film. Myślę, że mogę jedynie pozostać sobą i mieć nadzieję, ze ludzie polubią mnie takiego, jakim jestem.
Planujesz w przyszłości podjąć pracę w kolejnych filmach?
Jin Akanishi: Jak na razie nie mam żadnych planów, ale zdecydowanie chciałbym w przyszłości wziąć udział w kolejnych produkcjach.
Czy jest jakiś szczególny gatunek filmu, w którym chciałbyś zagrać?
Jin Akanishi: Jestem otwarty na różne rodzaje, tak samo, jak w przypadku muzyki. Nie chcę zamykać się w konkretnym gatunku, bo chcę próbować różnych rzeczy.
Czym, twoim zdaniem, produkcje hollywoodzkie różnią się od filmów kręconych w Japonii? Jest jakaś różnica?
Jin Akanishi: Gdy byłem na planie ”47 roninów”, miałem własną przyczepę. W Japonii podczas kręcenia filmu nie dostaje własnej przyczepy, ewentualnie jakiś większy autokar, który dzielą niektórzy aktorzy albo po prostu przychodzi się na plan z managerem.
Myślisz, że mógłbyś kiedyś wrócić do grania w japońskich serialach?
Jin Akanishi: Może, nigdy nie wiadomo.
Jak się pracowało z Jasonem Derulo? Z jakiego powodu podjąłeś z nim współpracę?
Jin Akanishi: Jason Derulo to jedna z najbardziej utalentowanych osób, jaką w życiu poznałem, no i jest mniej więcej w moim wieku. Jest artystą z Warner Bros., więc taki jest między nami związek. Ale chciałem z nim pracować z tego powodu, że chciałem wyjść z szuflady i spróbować czegoś świeżego i nowego.
Z jakim amerykańskim muzykiem czy artystą chciałbyś współpracować jako następnym? Czy podjąłeś jakieś kroki, by rozpocząć z kimś współpracę?
Jin Akanishi: Nie mam nic na tapecie. Naprawdę szanuję i uwielbiam wszystkich artystów pracujących w przemyśle muzycznym. Bardzo lubię muzykę Lil’ Wayne, Eminema, Dr. Dre, Nicki Minaj… byłoby absolutnie fantastycznie móc z nimi pracować.
Jak robi się karierę muzyczną w USA w porównaniu do Japonii?
Jin Akanishi: Myślę, ze w obu krajach muzykę robi się tak samo. Największą różnicę stanowi język. (uśmiech) Od wszystkich fanów w Stanach i Japonii otrzymuję wielkie wsparcie. Zarówno management w Warnerze, jak i w Johnny’s bardzo wspierał mnie w USA oraz oczywiście w Japonii. Uważam, że mam wielkie szczęście i jestem za to bardzo wdzięczny.
Co kryje się pod nazwą "Japonicana"?
Jin Akanishi: Wymyśliłem to słowo. To połączenie słów Japan i America, a końcówka zaczerpnięta została z hiszpańskiego, gdzie dodanie "a" tworzy formę żeńską rzeczownika. Tak więc mój album to dziewczynka. Naprawdę chciałem, by miał on znaczenie uniwersalne.
Jakieś wskazówki, co do tego, czego możemy się spodziewać po tej trasie?
Jin Akanishi: Będzie na najwyższych obrotach. Mam nadzieję, że publiczność będzie dużo tańczyć. Mamy wielu utalentowanych tancerzy.
Jaki był największy szok kulturowy, którego doznałeś, przyjeżdżając do Ameryki po raz pierwszy?
Jin Akanishi: Lubię różnorodność potraw tutaj. Nie zrozumcie mnie źle: kocham japońskie jedzenie. Ale tutaj mogłem zjeść naprawdę dobre jedzenie tajskie, koreańskie barbecue oraz napoje boba. (Boba to kuleczki tapioki dodawane do różnych napojów, głównie herbaty z mlekiem - przyp. aut.) Tak wiele tu do zjedzenia!
Niektórzy fani biorą udział w projekcie, polegającym na "trendowaniu" 10 marca na Twitterze słowa "JAPONICANA", w ramach promowania albumu i trasy. Masz dla nich i innych twoich fanów jakąś wiadomość?
Jin Akanishi: Tylko tyle, że jestem wdzięczny za ich wsparcie. Kocham wszystkich moich fanów! Nie mogę się doczekać, by zobaczyć ich wszystkich na moich koncertach!
JaME pragnie podziękować agencji PLAN C oraz Jinowi Akanishiemu za możliwość przeprowadzenia tego wywiadu.