Recenzja

Aural Vampire - Vampire Ecstasy

23/04/2012 2012-04-23 00:05:00 JaME Autor: Hanamogeraed Tłumacz: Andi

Aural Vampire - Vampire Ecstasy

Strach, nienawiść, miłość, niemoralność - to właśnie Vampire Ecstasy.

Album CD

Vampire Ecstasy

Aural Vampire

Chociaż EXO-CHICA i Raveman wyglądają jak para złoczyńców z horroru klasy B, tak naprawdę to dwie połówki popowo-elektro-gotyckiego zespołu Aural Vampire. Nie powinno więc nikogo dziwić, że inspirują ich horrory z lat 70. czy 80. i występują z kłami, w maskach i z długimi blond włosami. Uwodzicielska "wampirza wokalistka" oraz straszny "zamaskowany DJ" swój pierwszy album wydali w roku 2004 w wytwórni Tokyo Lolita Style.

Płyta została nagrana w formacie programu radiowego, w którym upiorny DJ przedstawia nam zespół podczas Opening. Po tym zaproszeniu do piekielnej gry o przetrwanie zaczyna się tytułowy utwór Vampire Ecstasy, czyli mroczny, industrialny kawałek z ciężkimi, transowymi beatami. Głos EXO-CHIKI, posiadający sam w sobie elektroniczne brzmienie, jest stworzony do tego rodzaju muzyki: jest kobiecy, eteryczny i nieco niepokojący. Następny utwór, elektro-popowy Freeeze!!, wprowadza w nastrój zabawy. To najbardziej mainstreamowa, taneczna piosenka ze wszystkich na tym albumie.

Militarną atmosferę wprowadza Terror Vixen, po którym Hana no Sakigake pozwala EXO-CHICE na okazanie więcej emocji, dzięki wolniejszemu tempu i akustycznemu klimatowi, przynoszącym chwilę przerwy od techno i elektroniki. Moim ulubionym utworem jest chyba Preservative Woman - niezwykle chwytliwy, popowy kawałek z orientalnym motywem przewodnim. To piosenka, która przyciągnie wszystkich na parkiet i musi na pewno świetnie brzmieć na żywo.

Jak na album elektro, Vampire Ecstasy jest na tyle różnorodne, że do końca utrzymuje zainteresowanie. Jest tu i niesamowity motyw pozytywki w S.O.B., darkwave'owy Banboro Koubou, Disco King, który nie przypomina jakiejkolwiek znanej piosenki disco, ale pasowałby pewnie do wampirzej dyskoteki, czy wreszcie czysto rave'owe techno od gwizdków i stroboskopów, czyli Murialism. Album zawiera też elementy humorystyczne i nie zawsze trzeba go traktować na poważnie: w trakcie HE REPOMAN, w którym pośród odbijającego się echem "THE REPOMAN!!!", męski głos oznajmia nam, że "I'm the repo man - that means what's mine is mine, and what's yours is mine too" ("Jestem repo man - to znaczy, że to, co jest moje, jest moje, a to, co jest twoje, też jest moje"). W Crimson Tyrant głęboki, zniekształcony głos, najpierw szydzi groźnym śmiechem, aby za chwilę komicznie ogłosić "Uh huh, come on, uh huh, in da house."

Najlżejszą piosenkę usłyszeć możemy na końcu - to PNFPN. Przywodzi ona nieco na myśl Together in Electric Dreams Phila Oakleya, ale nie ma w niej elektrycznych gitar i tyle optymizmu. Utwór przełamuje na końcu tajemniczy DJ, którego dzieło brzmi początkowo jak niepokojąca usterka techniczna. Można nawet pomyśleć, że coś jest nie tak z nagraniem, ale ostatecznie można się do tego przyzwyczaić.

Po takim pierwszym wydawnictwie duet ten robi spore wrażenie. Jednym z niewielkich zastrzeżeń wobec albumu jest to, że ogłoszenia radiowe i komentarze poprzedzające niektóre piosenki zakłócają płynność albumu, choć z drugiej strony nadają mu one nieco teatralności - co zapewne było zamierzonym efektem. To solidny debiut, zawierający chwytliwą muzykę o wyraźnych rytmach, która idealnie sprawdziłaby się buchając z głośników sklepu gothic lolita na ekscentrycznym londyńskim Camden Market. Nie powinno ulegać wątpliwości, że dzięki połączeniu gotyckich elementów, elektronicznego brzmienia i wampirzych motywów, przyszłość Aural Vampire obfitować będzie w sukcesy.
REKLAMA

Powiązani artyści

Powiązane wydawnictwa

Album CD 2004-00-00 2004-00-00
Aural Vampire
REKLAMA