Była wokalistka Cibo Matto, Miho Hatori, zrzuca starą skórę i zaczyna od początku.
Ecdysis to debiutancki solowy album Miho Hatori, byłej wokalistki grupy Cibo Matto. Płyta ta ukazała się w Japonii w 2005 roku, a 23 października 2006 roku została wydana przez amerykańską wytwórnię Rykodisc.
Słowo ”ecdysis” pochodzi z łaciny i oznacza proces zrzucania przez owady starej skóry. Można z tego wysnuć wniosek, iż Miho Hatori uczyniła to samo: zostawia za sobą stare sprawy i zaczyna od nowa, szukając nowego stylu, co wyraźnie widać, zważywszy na słyszalne na debiutanckim albumie zmiany w melodiach, (egzotycznych) rytmach oraz instrumentach.
Trudno jest opisać tę płytę w kilku słowach. Jazzowa, rozmarzona, może psychodeliczna to kilka wyrazów, których można użyć przy oddawaniu jej atmosfery. Oprócz tego można jeszcze wykorzystać terminy "elektroniczny pop" i "world music". Dezorientujące i niejasne? Te słowa także mogą być wykorzystane przy opisie tego albumu. Gdy pierwszy raz słuchałam Ecdysis, miałam o nim niezbyt dobre zdanie. "Gdzie, do licha, to zmierza?" - zastanawiałam się, próbując ogarnąć melodie i rytmy, które wypływały z moich głośników. Jednakże po tym, jak posłuchałam płyty jeszcze kilka razy, doszłam do wniosku, że nie jest to tak nieokreślone, jak mi się z początku wydawało. W rzeczywistości ten album po kilku przesłuchaniach okazał się zdecydowanie przyjemnym wydawnictwem.
Pierwszy kawałek także nosi tytuł Ecdysis - to marzycielska piosenka, przypominająca nieco muzykę Björk. Wysoki głos Miho wędruje, lamentując, przez cały czas jej trwania. W niemal dziecinnym wokalu artystki słychać specyficzny japoński akcent, co dodaje kawałkowi uroku. Kolejna A Song for Kids to, jak sugeruje tytuł, zabawna, radosna kompozycja dla dzieci. To też jedyna piosenka na krążku zaśpiewana po japońsku, jako że pozostałe zostały wykonane po angielsku.
Barracuda to jeden z tych utworów, które wydają się tak niepojęte; rytm samby oraz harmonie niemal tworzą dysonans, ale połączone, tworzą ciekawy nastrój. Kiedy słucha się tej kompozycji, łatwo wyobrazić sobie pierwotne plemię odprawiające jakiś rytuał i tańczące dookoła ogniska. Tematem zarówno The Spirit of Juliet, jak i Walking City jest natomiast science-fiction. Pierwsza z nich to wolna piosenka o cyborgu z dźwiękami instrumentów dętych. Drugi kawałek, Walking city, opowiada o ogromnych mobilnych robotach, w których budowane są miasta. W tej piosence Miho wyobraża sobie, jakby to było, gdyby coś takiego zdarzyło się naprawdę. Wesoły rytm i recytowany tekst z perspektywy dziecka dodaje jej makabryczny akcent: "mój ojciec jest kontrolerem wiadomości od owadów, obecnie ludzie zapomnieli, jak je odbierać".
Album zawiera dwie wersje Sweet Samsara. Pierwsza z nich jest wolna, natomiast druga jest o wiele szybsza, ale obie zawierają rytm jak z bossa novy. Wydają się kompletnie różnymi utworami i w niczym się nie przypominają z wyjątkiem tekstu. The River of 3 Crossings to natomiast mój ulubieniec. Jest dosyć wolny, również z kojarzącym się z bossa novą rytmem, co uzupełniają frazy 'oh-oh', i posiada melancholijną oraz zmienną atmosferę.
Podsumowując: to wspaniały album. W porównaniu do zwykłych popowych kawałków i przewidywalnych piosenek, które słyszycie każdego dnia, to nieprawdopodobna ulga posłuchać kogoś, kto po prostu robi to, co czuje, nie starając się zadowolić ogromnego tłumu. Jednakże, jeżeli lubicie przewidywalne popowe kawałki, prawdopodobnie nie spodoba wam się ten konkretny album. Ale jeśli szukacie czegoś nowego i oryginalnego, zdecydowanie polecam Ecdysis!