Zastanawiacie się dlaczego wciąż wielu japońskich artystów omija Polskę mimo licznych koncertów u naszych sąsiadów? Przeczytajcie ten artykuł, by dowiedzieć się kto i co hamuje Polskę w staniu się atrakcyjną lokalizacją dla organizatorów tras.
W ostatnich latach do Polski zaczęło przyjeżdżać coraz więcej japońskich artystów i zespołów, udało nam się gościć zarówno wykonawców indie, jak i major, ze znaczną przewagą tych pierwszych. Czy zastanawiało Was kiedykolwiek, jak to się dzieje, że jedni muzycy nas odwiedzają, a drudzy nie, mimo że grali już w Europie? A gdy już się zjawiali, to często ich występy odbywały się w tygodniu? Aby odpowiedzieć na te pytania, potrzeba również wiedzieć jak wygląda organizacja koncertów. Jednak uogólniając, wszystko to jest zależne od jednej, podstawowej rzeczy... lub może raczej wielu... od fanów.
Przed nami kolejne koncerty. Co jednak na nich pokażemy? Czy na występy artystów, na których nawet w Rosji przychodzi przynajmniej 100-200 osób, w Polsce znowu zjawi się mała garstka ludzi (podobnie jak na innych imprezach)? Czy na miejscu muzyków nie zaczęlibyście się zastanawiać, czy w danym kraju chcą Was faktycznie oglądać i słuchać, skoro prowadzone przez kilkumiesięczny okres czasu kampanie promocyjne sprowadzają na Wasz koncert małe ilości osób?
Naturalnie, każdy artysta bez względu na ilość sprzedanych biletów dostanie zapłatę za swój występ. Takie warunki dyktują umowy. Zadajmy sobie kolejne pytanie: jeśli organizatorom pieniądze nie będą zwracać się chociaż na zero, to czy wciąż będą zapraszać japońskich wykonawców do Polski? Choćby tych mniej popularnych?
Oczywiście, chodząc na koncerty, naszym priorytetem jest wspieranie zespołów, a nie dbanie o zwrot kosztów ich organizacji (chociaż wygląda na to, że dla wielu osób najważniejszą rzeczą w czasie występu jest nawet nie zobaczenie muzyka, tylko zmacanie go). Pomimo tego, trzeba pamiętać, że jeżeli w Polsce nie będzie koncertów mniejszych artystów, to i muzyków większego formatu też zabraknie, bo dla organizatorów oznaczać będą tylko znacznie większą stratę pieniędzy.
Mimo, że jest to swego rodzaju błędne koło, to niestety taka jest rzeczywistość. Są organizatorzy tras, którzy z góry zakładają, że dany koncert i tak sprzeda się słabo w Polsce, dlatego nie dadzą lokalnemu organizatorowi możliwości wyboru terminu weekendowego. Dzięki umowie z lokalnym organizatorem, główny organizator trasy nic na tym nie traci i w przypadku stratnych imprez wychodzi na zero.
Należałoby w końcu pokazać nie tylko sobie wzajemnie i organizatorom, ale również innym krajom, a przede wszystkim japońskim artystom, że polski fandom, to nie zaledwie garstka ludzi, która jeździ na wybrane występy, ale rzesza osób, których łączy wspólna pasja i miłość do kultury Japonii. Skoro mała grupa ludzi potrafiła zaimponować muzykom swoją energią, to co dopiero pokazałaby duża!
Niestety, jeśli podejście polskich fanów do uczestniczenia w koncertach się nie zmieni, to już w niedługim czasie Polska za każdym razem w czasie tras koncertowych po Europie będzie pomijana. Nie pomogą wtedy żadne listy, maile do artystów i muzyków (którzy i tak nie mają wpływu na to, gdzie wystąpią - chyba, że sami zorganizują sobie występ), ani nic innego. Zamiast być świadkami i przyczyną rozwoju j-rocka w Polsce, będziemy świadkami i przyczyną jego agonii.
Czasu nie cofniemy, jednak mamy możliwość wpływu na przyszłość naszego fandomu. Dobrym miejscem na pokazanie tego kim i jacy naprawdę są polscy fani, będą właśnie najbliższe koncerty. Dlaczego? Ponieważ niemal każdy organizator europejskich tras koncertowych oraz ich promotorzy zajmują się również innymi artystami. Właśnie dlatego stanowią świetną okazję, by rozpocząć j-rockową rewolucję w Polsce!
Naturalnie, przed każdym występem znajdą się maruderzy, którym coś nie odpowiada (np. miasto albo klub) lub osoby, które mimo ogromnych chęci nie mogą pojawić się na koncertach (np. z powodu ogromnej odległości, wieku lub finansów - jak wszyscy wiemy, te trzy powody często łączą się ze sobą). O ile można zrozumieć tego typu powody, o tyle wytłumaczenia typu "nie znam ich, więc nie pojadę", "to mały zespół", "lepiej sprowadźcie *tu pada nazwa innego mało znanego zespołu, który autor wypowiedzi lubi*”, "nie sprawdzajcie tych debili do Polski", itp. są zwyczajnie głupie. Bo czy tak trudno w obecnych czasach jest poznać zespół dzięki Internetowi? Czy "mały" zawsze oznacza gówniany? Czy sprawdzenie artysty XXX zamiast YYY, który również jest "mały" bardziej opłaci się organizatorom? I w końcu, dlaczego tak wielu polskim fanom z taką łatwością przychodzi wyzywanie muzyków, których występem nie są zainteresowani? Czy to faktycznie jest powód, by nazywać kogoś idiotą, debilem lub gównem?
Brak zgrania w fandomie daje się zauważyć na każdym kroku i nie chodzi tu tylko o koncerty, ale również o wiele innych aspektów. Wielu fanów (również takich, którzy siedzą w j-music od wielu lat) musi wyrobić w sobie swego rodzaju poczucie jedności z innymi fanami (a przynajmniej zacząć wykazywać się tolerancją) oraz uświadomić sobie jak duży wpływ na rozwój i popularyzację japońskiej muzyki w Polsce może mieć zgrana wspólnota.
Mimo, iż Internet daje wiele możliwości, by zacząć tworzyć ową wspólnotę, to niestety brak zgrania i poczucia jedności najczęściej widać właśnie w szeroko pojętych serwisach społecznościowych i "mediach" internetowych, tj. wszelkiego rodzaju forach, blogach, magazynach, również tych on-line i innych stronach prowadzonych przez fanów (podobno dla fanów), a nie profesjonalistów, które jako cel stawiają sobie promowanie japońskiej muzyki lub kultury.
Na przestrzeni ostatnich lat powstało wiele for, które padało bardzo szybko. Głównym tego powodem byli tylko fani, którzy często kłócili się ze sobą, ubliżali sobie, itd., itp. doprowadzając do tego, że nowo przybyli uciekali z tych miejsc, często odcinając się niemal zupełnie od fandomu.
Niestety sytuacji nie poprawiają również osoby, które często uważają się za profesjonalistów, próbują za takich uchodzić, a w rzeczywistości nie mają żadnych odpowiednich cech osobowości ani też najmniejszych kompetencji, by zajmować się promowaniem japońskiej muzyki. Szczególnie w przypadku blogów informacyjnych wyróżnić można jeden, który wykazuje się wyjątkowo agresywnym i bardzo antagonistycznym nastawianiem względem innych fanów oraz niemal wszelkiej aktywności w fandomie. Jednak nie powinno to szczególnie dziwić, w momencie gdy blog prowadzony jest przez osoby, które wcześniej utworzyły serwis informacyjny oraz forum, gdzie byli niemal jedynymi (i jakże elitarnymi) odwiedzającymi.
Uzasadniona krytyka nigdy nie jest czymś złym, jednak kiedy przeradza się w obrzucanie niemal wszystkiego i wszystkich błotem, przekracza się pewną granicę i przyzwala się innym, by traktowali nas tak samo. To kolejne błędne koło, które przy odrobinie chęci można przerwać.
Mam nadzieję, że po przeczytaniu moich powyższych przemyśleń przynajmniej część z Was zgodzi się ze mną, że polski fandom musi wreszcie otworzyć oczy na wiele spraw i w końcu się zmienić. A co najważniejsze, przestać przyglądać się biernie i zacząć uczestniczyć w jego życiu aktywnie.
Fragmenty artykułu zostały wykorzystane w liście otwartym od niezależnego organizatora koncertów do fanów.