Pióra, płomienie, banany i zabawna bielizna. To może być tylko londyński debiut L'Arc.
Zimnego popołudnia 11 kwietnia długa, wijąca się kolejka, okrążająca budynek O2 w Greenwich w Londynie, mogła znaczyć tylko jedno - słynna grupa L'Arc~en~Ciel przyjechała w końcu, by po raz pierwszy wystąpić w Anglii. Można było zobaczyć ludzi w każdym wieku i każdej narodowości przybyłych z całego kraju i, sądząc z rozbrzmiewających wokół różnorodnych języków, świata, by cieszyć się tym epokowym koncertem.
Klub indigO2 jest przytulniejszy w porównaniu do znajdującego się po sąsiedzku olbrzymiego O2, ale zmieściło się w nim ponad 2000 podekscytowanych fanów. Około 20:30 podniesienie czarnej kutyny zakończyło godziny oczekiwania i odsłoniło olbrzymi ekran. Olśniewający pokaz rozświetlił, poza tym gołą, scenę; niebieski motyl był głównym motywem wideo. Wstępny film o światowej trasie zakończył się obrazem wokalisty hyde'a rozbijającego szkło ku głośnej owacji zachwyconych fanów.
Członkowie zespołu dosyć dyskretnie wynurzyli się z ciemności na scenę. Pierwszą piosenką była Ibara no namida, co stanowiło interesujący wybór ze względu na przytłumione intro i zwrotkę. Był to wybuchowy początek niż się spodziewano, ale nie zaskoczyło to tych, którzy sprawdzili setlisty z poprzednich koncertów grupy - wszystkie zaczynały się tak samo. Jednakże, dzięki zapadającym w pamięć riffom umiejętnie dostarczanym przez gitarzystę kena i potężnego śpiewu hyde’a w refrenie, ludzie od razu zaczęli skakać. Jedno słowo "Callin'" błysnęło na ekranie, zapowiadając następna piosenkę, CHASE, pochodzącą z najnowszego albumu BUTTERFLY. W miarę śpiewania utworu na telebimie przybywało tekstu, chociaż większość tłumu już go znała. hyde prezentował swoje wężowe ruchy, tańcząc, podczas gdy demon, anioł i dziwaczna olbrzymia gałka oczna pokazywały się za nim na ekranie. Wesoła GOOD LUCK MY WAY przyniosła więcej kręcenia biodrami wokalisty i sporo wokalnego zaangażowania publiczności.
Następnie hyde powiedział krótkie MC, przepraszając, że tak długo zajęło zespołowi przyjechanie do Londynu, ale równocześnie wyrażając podekscytowanie z powodu przybycia tutaj po raz pierwszy. "Bawmy się dobrze!", nadeszła jego sugestia, a w odpowiedzi rozległa się serdeczna owacja. HONEY, starsza piosenka, tak słodka i chwytliwa, jak sugeruje to tytuł, wzbudziła ogromny entuzjazm i falę śpiewów do wtóru. hyde na ten kawałek wyjął swoją gitarę i przybrał wyjątkowo nonszalancką pozę na potrzeby solówki, potrząsając długimi warkoczykami przy machaniu głową. Poziom rocka podskoczył wraz z cięższą piosenką DRINK IT DOWN i dosłownie płomienną REVELATION. Podczas tej ostatniej tłum wydawał z siebie ogłuszające krzyki w odpowiedzi na zaczepki kena i perkusisty yukihiro. Dopełniły tego szkaradne latimerie kręcące się na ekranie i erupcje wysokich słupów płomieni w kluczowych momentach. Z pewnością nikt nie mógł prosić o więcej. tetsuya nie spieszył się, błyszcząc w czerwonych światłach na środku sceny, okręcając się w płaszczu z motywem brytyjskiej flagi, a głębokie dźwięki jego basu dudniły w pomieszczeniu.
Balladowa Hitomi no jyuunin skłoniła wszystkich do kiwania się i machania pamiątkowymi świecącymi pałeczkami do rytmu, podczas gdy popowa X X X ponownie zwiększyła tempo nastrojem jak z lat 90. i dobrze dopasowanym falistym stylem tańca hyde’a. Poważniejszy nastrój zapanował wraz z antywojenną DAYBREAK'S BELL i nastrojową forbidden lover. Zbliżenia muzyków pojawiające się na ekranie podczas tej drugiej piosenki dały bardziej oddalonym członkom publiczności wyraźniejszy widok emocji hydea, intensywności solówki kena i niczym niezmąconej koncentracji yukihiro, gdy ten wybijał niezwykle bezlitosny rytm. Minusem był niepotrzebny, pikselowy efekt, który od czasu do czasu zakrywał twarze muzyków. Końcówka piosenki przeszła w ambientowe solo kena, wygrane na tle zachmurzonego księżyca. Gdy słońce zaczęło wschodzić, dźwięk nabrał lekkości, przechodząc w riff bardzo popularnego MY HEART DRAWS A DREAM. Po tym, jak tłum wyśpiewał swoje serce podczas ciepłego refrenu, przyszła kolej gitarzysty, by porozmawiać z publicznością. Wyciągając kawałek papieru jak uczniak czytający swoją wakacyjną pracę domową, ken mówił o trzech pierwszych Brytyjczykach, o jakich usłyszał - Seanie Connerym, Rogerze Moore i Robie Halfordzie z Judas Priest w tej właśnie kolejności, jeżeli ktoś jest zainteresowany - i jak mu się podobało, że wszystkie filmy o Jamesie Bondzie mają scenę seksu w ciągu pierwszych pięciu minut. Publiczność pękała ze śmiechu, gdy omawiał swoją miłość do London Dungeon i gdy mówił, że by chciał, by w Japonii znalazł się tego odpowiednik, "Tokyo Dungeon". Wyciągnąwszy torbę Cool Britannia, ken wręczył prezent tetsuyi, który został szczęśliwym posiadaczem poduszki pod kark w brytyjską flagę i "mapy metra na tyłku", inaczej zwaną bokserkami z mapą londyńskiego metra. ”Nigdy więcej nie zgubi się w Londynie!", oświadczył gitarzysta z zawadiackim uśmieszkiem.
Prezenty zostały rozdane i można było wrócić do muzyki: SEVENTH HEAVEN. Serpentyny wybuchły nad pierwszymi rzędami, by wprawić wszystkich w imprezowy nastrój, a taneczne beaty przyniosły szaleństwo machających ramion, niektóre dłonie były pełne serpentyn. Stary ulubieniec Driver's High został zapowiedziany przez ekstradługi odgłos zapuszczanego silnika i wszyscy jak na sygnał zanurzyli się w refren. Tańczące szkielety towarzyszyły STAY AWAY, po czym tetsuya wyciągnął banana, który przez chwilę wykorzystywał do grania na basie. Potem wrzucił owoc w chętną parę dłoni i zaczął tłuc swój bas, wypełniając salę falami dźwięku. Kiedy stwierdził, że już starczy, wystąpił hyde z "Are you f**king ready?!", co mogło znaczyć tylko jedno: przyszedł czas na READY STEADY GO. Czy raczej "READTY STEADY GO", według napisu na ekranie. Fani i zespół dali z siebie wszystko, by zakończyć główną część koncertu w sposób pełen energii, wykrzykując tytułowe słowa. Perkusyjne solo yukihiro zaczęło się wraz z ostatnimi akordami utworu, a reszta zespołu zeszła ze sceny. Jasne błękitne i czerwone promienie błyskały za perkusistą do rytmu rozdzierających uszy ostrych walnięć i uderzeń w talerze. Muzyk wywoływał okrzyki radości tłumu, gdy jego ramiona latały dziko po perkusji.
Następujące potem wołania o encore nagrodzone zostały dziesięć minut później rozpoczęciem się Anata, jednakże znajome smyczki zastąpiono tu fortepianem. Tekst refrenu w romaji rozświetlił salę i został powtórzony kilka razy, tak żeby każdy mógł śpiewać. Niektórzy może nie do końca trzymali się rytmu, ale na pewno nie brakowało im pasji. Delikatne kołysanie trwało aż do końca tej pełnej emocji piosenki, do tego momentu już wszyscy wiedzieli, jak śpiewać do wtóru. Następna była kontrastująco żywa winter fall, kolejny stary klasyk. Podczas Link, który nadszedł później, nastąpiła krótka przerwa, kiedy to tetsuya przyniósł koszyk i zapytał: "Kto chce zjeść mojego p***onego banana? Kto chce ugryźć mojego… lizaka?". Oczywiście nie zabrakło pozytywnych odpowiedzi i basista wyrzucił kilka wspomnianych wcześniej przedmiotów, po czym wziął ponownie swój instrument. Przed ostatnia piosenką tego wieczoru hyde wygłosił jeszcze jedno MC, w którym wspomniał, że zwiedził London Dungeon i uważa to za "urocze miejsce, ale zbyt długie". Po tym dziwnej ocenie mrocznej, związanej z tematyką tortur atrakcji turystycznej, muzyk wyraził swoją miłość do Londynu i wiele krzyków potwierdziło, że jest ona obopólna. W końcu nadszedł Niji, mocny kawałek prezentujący wszystkie najlepsze cechy grupy. Anata stanowiłaby prawdopodobnie lepsze zakończenie ze względu na bardziej interaktywną naturę, ale hyde śpiewając potężne Niji, może zapewnić większego wokalnego kopa. Niekończące się strumienie piór zostały wydmuchnięte nad publiczność, toteż kiedy zespół zaczął się żegnać, w powietrzu pełno było miękkiego puchu.
"Do zobaczenia!" - nadeszło pozytywne pożegnanie hyde’a, gdy muzycy wychodzili, pozbywszy się kostek i pałeczek, które mocno ściskali szczęśliwi fani. W tłum poleciał ponownie koszyk bananów, które tetsuya ciskał nawet na wyższe poziomy, a kiedy owoce się skończyły, opryskiwał ludzi wodą z pistoletu w kształcie banana. Ta zawadiacka, chłopięca natura to coś, co udało się zespołowi zachować, mimo że jego członkowie przekroczyli czterdziestkę. Jest ona częścią jego uroku, który pozostawi przybyłych do indigO2 z nadzieją, że niedługo rzeczywiście zobaczą go znowu.
Setlista:
01. Ibara no namida
02. CHASE
03. GOOD LUCK MY WAY
04. HONEY
05. DRINK IT DOWN
06. REVELATION
07. Hitomi no jyuunin
08. X X X
09. DAYBREAK'S BELL
10. forbidden lover
11. MY HEART DRAWS A DREAM
12. SEVENTH HEAVEN
13. Driver's High
14. STAY AWAY
15. READY STEADY GO
Encore:
16. Anata
17. winter fall
18. Link
19. Niji