Jeśli myśleliście, że młody, niezbyt znany fanom jrocka zespół nie może dać dobrego koncertu – bardzo się myliliście. BLACK LINE istnieje dopiero od roku (w dniu koncertu przypadła pierwsza rocznica powstania zespołu, co fani uczcili śpiewaniem mu Happy Birthday) i ma na swoim koncie ma zaledwie garstkę utworów. Mimo to dostarczył wszystkim, którzy przyszli na występ do wrocławskiego klubu Łykend, świetnej rozrywki, wielu okazji do śmiechu oraz porcję porządnej muzyki.
Koncert rozpoczął się od nieco przydługiego występu VICTORIANS - Aristocrats' Symphony. Zespół grał przez godzinę, rozgrzewając publiczność i nawet doczekując się próśb o bis. Kiedy skończył, na scenę wkroczył BLACK LINE, witany szalonymi wiwatami ze strony zgromadzonych fanów. Osoby, które znały poprzedni zespół wokalisty i perkusisty, mocno zakorzeniony w nurcie visual kei, mogły być zaskoczone brakiem wyszukanych kostiumów. Muzycy wyszli w koszulkach z trasy, a wyróżniał ich jedynie makijaż i fryzury.
Zagrali wszystkie swoje piosenki, łącznie z tymi pochodzącymi z najnowszego wydawnictwa BEAUTY & THE DEVIL. Calling me pozwoliło publiczności krzyczeć wraz z zespołem tytułową frazę i poskakać, a Black Rainbow dawało okazję, by z jednej strony pomachać głowami przy refrenach, w których gitarzysta Yudai growlował w chórkach, z drugiej zaś posłuchać melodyjnych zwrotek, akcentowanych przez Mikaru gestami, wskazującymi na kolejne dni wymieniane w tekście. Również This is the Life wypadło świetnie i było okazją do dobrej zabawy. Szczególny entuzjazm wśród publiczności wywołał utwór FOXY, który znany był z wcześniej opublikowanego w sieci teledysku. Publiczność chętnie skakała i śpiewała z Mikaru, do czego wokalista zachęcał, samemu również podskakując i tańcząc do muzyki.
Zespół zagrał również kilka piosenek, które do tej pory nie pojawiły się na żadnym z wydawnictw. Jednym z nich była bardzo ładna ballada Twilight. Publiczność przy niej kołysała się do rytmu, obserwując, jak wokalista wczuwa się w śpiewany tekst. Zagrano też inną wolną piosenkę, zapowiadaną przez Mikaru słowami: "Może pomyślicie podczas niej o kimś bliskim waszemu sercu, o ukochanym, kochanku, może o mnie…". Na koniec pojawił się nawet cover poprzedniego zespołu Mikaru i Syu, Dio - distraught overlord- – God Forsaken.
Choć zagranych utworów nie było wiele, każdy został wykonany z wielkim entuzjazmem i ogromną porcją energii. Publiczność cały czas bawiła się znakomicie, ani na moment nie przestając skakać, czy wymachiwać ramionami. Grupa dostarczała również zupełnie innej rozrywki: rozbawiała publiczność fantastycznymi rozmowami, momentami rozśmieszając fanów do łez. Mikaru wielokrotnie podkreślał, jak świetna jest według niego polska publiczność. Mówił, że jesteśmy najbardziej szaleni spośród europejskich publiczności. Otrzymał też tego potwierdzenie, kiedy po jego wypowiedzianym po polsku żądaniu: "ściągać ubrania", na scenę został rzucony stanik. Panowie stali zdezorientowani i zszokowani, przyglądając się znalezisku, jakby widzieli coś takiego po raz pierwszy w życiu, a fani zaśmiewali się i wiwatowali.
Mówiąc o swoim obecnym zespole, Mikaru wspominał także swój poprzedni projekt: "Znacie distraught overlord? Ten zespół już się skończył, dlatego musiałem stworzyć o wiele lepszy zespół. I dokonałem tego! Świetny klimat, świetny gitarzysta i świetny basista. Oto BLACK LINE!" Oświadczenie to wywołało ogłuszający wrzask publiczności, zdecydowanie zadowolonej z tego faktu. Wokalista uznał także, że BLACK LINE właśnie tworzy historię, gdyż w klubie Łykend nigdy nie grał zespół jrockowy.
Kiedy w dalszej części koncertu wokalista zaczął przedstawiać swój zespół, radości i śmiechom nie było końca. Mikaru zaczął od gitarzysty: "Przedstawiam wam gitarzystę, którego znalazłem. Samuraja i ninję" – Yudai stanął na ugiętych nogach i zaczął wykonywać ruchy, jakby w ręku trzymał japoński miecz – "szalonego gitarzystę kabuki, Yudaia!". Po efektownej solówce, rzeczony gitarzysta spróbował powiedzieć parę słów po polsku, wśród których było standardowe: "Kocham cię" i "Jak się macie". Przy trzecim zwrocie muzyk się zaciął, ale wybrnął z sytuacji, rozkładając ręce i z uśmiechem mówiąc po angielsku: "Dziękuję!".
Mikaru kontynuował: "Następny jest basista Jun, którego znalazłem… hmm… w świecie baśni. Tam go złapałem i…" Jun, przykucnąwszy na podwyższeniu, patrzył na niego z rozradowaną miną, ale wokalista uznał, że jednak nie tędy droga i zmienił zdanie: "Znalazłem go w sklepie ze zwierzakami". W tym momencie tłum zaczął skandować: "neko, neko", co po japońsku oznacza kota, a basista wykonał typowo japoński, bardzo uroczy koci gest. Przyłączył się do niego również Yudai i wkrótce obaj wymachiwali "łapkami".
Trzeciego członka grupy Mikaru ledwie zdołał przedstawić, bo zagłuszyły go wrzaski ze strony publiczności, które zaraz przerodziły się w śmiech, kiedy wokalista, z godnym komentatora sportowego zapałem, mówił: "Ważący 784 funty mistrz świata z Władcy Pierścieni (gra słowna wykorzystująca wieloznaczność słowa "ring" w angielskim tytule filmu). Syu!" Perkusista powiedział po angielsku: "Tęskniłem za wami. A wy za mną?", po czym zabrał się do przedstawiania Mikaru, lecz gdy pomylił się w angielskim, zupełnie stracił rezon, próbując porozumieć się z publicznością wielojęzykową mieszanką. W tym czasie Yudai podsiadł go za perkusją, pokazując, że jest dobry nie tylko w grze na gitarze. Mikaru natomiast trzeba oddać sprawiedliwość i przyznać, że jemu najlepiej wychodziło posługiwanie się językiem angielskim.
Zespół miał wspaniały kontakt z publicznością nie tylko podczas zakręconych MC, ale też w trakcie koncertu. Muzycy nie stronili od kontaktu z fanami, nieustannie podając im dłonie i pochylając się w tłum. Największe szaleństwo zaczęło się jednak podczas bisu. Zespół pojawił się dość szybko, a kiedy Mikaru zapowiedział, że zagra teraz cover piosenki Dio, God forsaken, publiczność po prostu oszalała. Zachwycona śpiewała wraz z Mikaru cały refren, skacząc przy tym dziko lub klaszcząc. Na ostatniej piosence zrobiło się jednak jeszcze goręcej. Publiczność popędziła do przodu, by dotknąć muzyków, którzy ochoczo rzucali się w tłum lub wychylali w kierunku ludzi, pozwalając, by fani dotykali ich do woli. Mikaru raz po raz zwracał się doludzi, którzy skakali i krzyczeli. Muzycy przechodzili z jednej części sceny na drugą, tak by każdy miał okazję wejść z nimi w kontakt. Momentami robiło się bardzo ekstremalnie, kiedy na przykład muzycy spadali boleśnie na scenę, bo publiczność, w którą się rzucili, nie była wstanie ich utrzymać, lub kiedy Mikaru wybrał się na przechadzkę po barierce oddzielającej publikę, trzymając się rusztowań z oświetleniem, uczepionych sufitu.
Koncert, który trwał dwie godziny, zakończył się za szybko. Zabawa była przednia. BLACK LINE, przed zejściem ze sceny, pochwalił się jeszcze otrzymaną flagą, rzucił w tłum parę pałeczek, zrobił sobie pamiątkową fotkę oraz gorąco podziękował wspaniałej publiczności. Muzycy obiecali, że podczas następnej trasy zawitają do Polski, dlatego jeśli nie chcecie przegapić fantastycznej rozrywki, dużej ilości śmiechu i muzyki niosącej wiele energii – nie przegapcie tego!
Poniżej można obejrzeć część dokumentu z trasy BLACK LINE poświęconemu koncertowi w Polsce, udostępnioną przez organizatora, B7KLAN
Zdjęcia zostały wykonane podczas koncertu w Moskwie, który odbył się 23 grudnia.
Osiem miesięcy po występie na paryskim Japan Expo, visualowy zespół Dio - distraught overlord powrócił do tego miasta, by rozpocząć pierwszą europejską trasę koncertową.