Drugi album Ataru pozwoli wam odczuć efekty połączenia popu, rocka i enki.
Po wydaniu na początku roku 2007 swojego dobrze przyjętego, debiutanckiego albumu Tenmade todoke, Nakamura Ataru już kilka miesięcy później wypuściła drugie pełne wydawnictwo. Na Watashi o daite kudasai usłyszeć można wokale w stylu enki i nieco bardziej staromodne popowe piosenki.
Krążek otwiera powolna ballada inspirowana enką w stylu, który zdominował to wydawnictwo. Nastrojowa Heya no katasumi wykonywana jest przez Ataru w jej niższych tonacjach wokalnych, znacznie różniących się od współczesnych popowych/rockowych wokaliz, które zaprezentowała na swoim debiutanckim singlu Yogoreta shitagi. Kolejny utwór, Ringo uri, będący jej piątym singlem, posiada przygnębiający nastrój uzupełniany melancholijnym pobrzmiewaniem akordeonu. Ten typ piosenki, który mógłby być posępnie wygrywany w kącie baru pełnego zagubionych dusz, pasuje do głębokiego i bardzo emocjonalnego przekazu Ataru. Podobnie jak wiele klasycznych ballad z lat 80., traktujących o smutku, również ten utwór przez cały czas jego trwania stopniowo buduje nastrój rozpaczy, zmierzając ku punktowi kulminacyjnemu. Akordeon wydaje się być idealnie dobranym instrumentem do tego albumu, co ponownie udowadnia utwór Mayonaka no Cinderella, napisany w podobnym tonie, co Ringo uri, jednak będący odrobinę bardziej perkusyjny.
Wydźwięk trzeciego utworu, Tori no mure, jest nieco kokieteryjny i szelmowski. Otwierające go złowieszcze krakanie wron nakładające się na melodramatyczne brzęczenie talerzy perkusyjnych i zawodzenie elektrycznej gitary, po pierwszych trzydziestu sekundach ustępuje bardziej jazzowemu kawałkowi. Przez większość piosenki Ataru śpiewa wypośrodkowanym głosem, ale gwałtownie zmienia styl śpiewu i tonację, uderzając w wyższe rejestry. Natomiast w trakcie drugiej połowy utworu, w czasie której głośność muzyki wzrasta, jej wokal staje się co raz bardziej krzykliwy i piosenkarka zaczyna tracić kontrolę nad jego tonem. Pomimo tego jest to fajna i emocjonalna piosenka.
Utwory takie jak Atashi wo seserawaratte yo i Ame no romance przynoszą nieco ukojenia po tych wszystkich lamentach nad umierającą miłością. Obie jazzowe kompozycje są w bluesowym stylu; początkowo cechują się spokojnym nastrojem, otrzymując później nieco rockowego tchnienia. W tym miejscu można od razu wspomnieć o Watashi ga hoshii nara, będącym niezwykle pogodnym kawałkiem przypominającym erę enki lat 70., wymieszaną z odrobiną stylu The Beach Boys oraz uzupełnioną chórkami "bop duwop".
Pierwsza minuta ROCK BAND zwodzi słuchacza swoimi spokojnymi dźwiękami, by ten myślał, że jest to kolejna prosta ballada. Jednakże ożywia się dzięki grzmiącym rockowym instrumentom, pokazując dlaczego tak właśnie ją zatytułowano. Jest to bardzo mile widziane hałaśliwe przebudzenie, jednak znacznie lepiej piosenka ta sprawdzałaby się jako rockowy kawałek, jeśli Ataru zaśpiewałaby ją zamiast w klasycznym stylu, za którym optuje, w odpowiedni dla rockowych utworów sposób. W podobnej piosence, Yarikirenai hibi, zdecydowała się zaśpiewać w bardziej współczesny sposób, co dało znacznie lepszy efekt.
Na płycie znalazły się także nie tak dramatyczne, lżejsze ballady; AM reiji przekształcające się z utworu fortepianowego w typową silną balladę oraz piosenka zamykająca album. Hadaka denkyuu to delikatna i sentymentalna kompozycja, która została wydana jako szósty singiel Ataru. Połączenie w niej enki i popu jest bez wątpienia zwrotem w stronę ludzi, którym podobała się dotychczas najpopularniejsza piosenka wokalistki, Tomodachi no uta. Jednak mimo pewnych podobieństw, niemal w żaden sposób nie oddziałuje tak bardzo na wyobraźnię, jak oryginał. Pozytywka dzwoniąca przez cały utwór jest tandetna, a ogólna aranżacja nazbyt ckliwa.
Kiedy artysta wydaje singiel będący kamieniem milowym w jego karierze, a także bardzo udany album debiutancki, to wszystko co się po nich ukazuje, musi wiele sobą udowodnić. Mimo że album ten ma swoje momenty, to jego spora część nie jest niczym szczególnym i odnotowującym się w pamięci, zaś wokale w niektórych miejscach są wręcz niedopracowane. Bez wątpienia Ataru posiada wspaniałe zdolności kompozytorskie, szkoda jednak że na tym albumie nie zaprezentowała swoich najlepszych umiejętności.