Babymetal lub "Ach, ta Japonia!", czyli harmonia sprzeczności.
Od początku mojej przygody z Japonią zwróciłem uwagę na jedną rzecz - wszystkie źródła wiedzy o Kraju Kwitnącej Wiśni, po które sięgnąłem (a datę wydania tego najstarszego i najnowszego dzieliło około 30 lat) podkreślają, że Japończycy posiadają niezwykłą umiejętność łączenia rzeczy pozornie ze sobą sprzecznych. Odzwierciedleniem tego jest chociażby istota tego kraju - połączonego siecią superszybkich kolei Shinkansen i wiodącego prym w robotyce, a jednocześnie tak bardzo przywiązanego do wiekowych tradycji. Można to zauważyć także w muzyce i to ona będzie głównym bohaterem tego artykułu. Do przemyśleń tego rodzaju sprowokował mnie zespół będący częścią grupy Sakura Gakuin - młodziutkie trio BABYMETAL, aczkolwiek jest on zaledwie ostatecznym impulsem spośród mrowia inspiracji, jakich dostarczyła mi japońska muzyka przez nie tak znowu długi okres czasu.
"Słuchałeś już wielu rzeczy, ale to jest najdziwniejsze, stary" - stwierdził mój znajomy, gdy pokazałem mu teledysk do utworu Doki Doki Morning. Rzeczywiście, efekt zaskoczenia wystąpił nawet u mnie, gdy pierwszy raz ujrzałem ten projekt, chociaż wydawało mi się, że jestem odporny na większość japońskich szaleństw. Intro przywodzące na myśl opening do dobranocki przechodzi w ostry riff gitarowy, na tle którego rozbrzmiewa dziecięcy głos głównej wokalistki SU-METAL (Suzuka Nakamoto), wspierany przez jeszcze wyższe wstawki MOAMETAL i YUIMETAL (Moa Kikuchi i Yui Mizuno). Po nim następuje lżejsze przejście i... refren żywcem wyjęty z chwytliwej, popowej, uroczej do przesady piosenki, która z powodzeniem mogłaby być zaśpiewana przez jakiekolwiek idolki. A to wszystko tylko po to, aby za chwilę powrócić do deathmetalowego riffu. Tej huśtawce nastrojów towarzyszy mroczny, lecz zarazem pocieszny teledysk, pełny stereotypowych do bólu, "metalowych" symboli. Rzuca się w oczy wiek trzech dziewczyn, a w zasadzie dziewczynek: wszystkie wyglądają bardzo młodo (sporym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że najstarsza z nich, Suzuka Nakamoto, ma już prawie szesnaście lat. Wszystkie trzy wyglądają na co najmniej pięć lat młodsze, niż są w rzeczywistości). Po niespełna czterech minutach rodzi się pytanie: "Chwila, moment... czego właśnie byłem świadkiem?".
To nic innego jak projekt japońskiej grupy idolek Sakura Gakuin - BABYMETAL. Równie dobrze mogłyby się nazywać "J-popmetal", ponieważ muzycznie właśnie to robi: łączy znany fanom japońskiej popkultury słodki j-pop z growlem i ostrymi partiami gitarowymi. Jednocześnie, jeśli odrzucimy wszystkie uprzedzenia, robi to w sposób niezwykle naturalny, czego dowodem jest mój, wspomniany wcześniej, znajomy. Pomimo zupełnego braku styczności z japońską popkulturą, po przejściu wstępnego szoku przyznał, że istotnie da się tego słuchać. Co ważne, nie ma tu miejsca na kompromisy: growle i gitary są ciężkie jak przystało na muzykę metalową (choć bez wątpienia ujmuje im dostojności śpiew wszystkich trzech dziewczyn), lecz gdy przychodzi pora na j-pop, jesteśmy atakowani nieznośnymi, wpadającymi w ucho melodiami przywodzącymi na myśl techno, podczas gdy wszechobecna dotąd gitara schodzi na dalszy plan. Warto zauważyć, że jest to dość ryzykowne: nie wyobrażam sobie fana muzyki metalowej, który zainteresowałby się BABYMETAL na serio, natomiast atakowanie miłośników j-popu growlami i ścianami gitarowych dźwięków wydaje się poronionym pomysłem. O dziwo jednak, projekt ma się dobrze, a grupa oprócz kolejnego singla (Megitsune, którego premiera przewidziana jest na 19 czerwca tego roku) planuje wkrótce wydać album długogrający. Jak więc widać, w tym szaleństwie jest metoda.
Mimo wszystko, BABYMETAL to w dużej mierze żart muzyczny (w pozytywnym znaczeniu tego słowa), metal w krzywym zwierciadle, zabawa konwencją. Odzwierciedla to chociażby kołnierz ortopedyczny obecny na teledysku Headbanger (rekwizyt ten stał się znakiem rozpoznawczym BABYMETAL) lub fakt, że charakterystyczne różki, widoczne na każdym koncercie metalowym, są przez członkinie nazywane liskiem. Same dziewczynki, jako część Sakura Gakuin, nie miały zapewne do czynienia z muzyką metalową do momentu wprowadzenia w życie projektu (choć w jednym z wywiadów MOAMETAL gorliwie zapewnia, że jedną z jej największych inspiracji jest kapela Cannibal Corpse). Są też o wiele za młode, aby w pewnym sensie "brać je na poważnie". Czy warto więc patrzeć na BABYMETAL w inny sposób niż jak na grupę bardzo młodych idolek, "zaprojektowanych" w odpowiedni sposób w celu trafienia do konkretnej grupy odbiorców?
Moim zdaniem tak. Bez względu na intencje ukazuje to bowiem niesamowitą umiejętność Japończyków do łączenia sprzeczności. Dla mnie, fana wielu gatunków muzyki, jest to wyjątkowo atrakcyjne. Uwielbiam, gdy popowy opening do anime zostaje uwieńczony efektowną solówką gitarową, gdy partie klasyczne przemieszane są z popem i z rockiem, a nawet folkiem. Przykładowo: przeżyłem pozytywny szok, kiedy odkryłem, że gitarę prowadzącą w utworze Moretsu Uchu Kokyokyoku Dai 7 Gakusho "Mugen no Ai"' z najnowszego albumu Momoiro Clover Z nagrał nie kto inny, a sam Marty Friedman, były gitarzysta mojego ulubionego zespołu metalowego Megadeth. Przykładów harmonii pozornych sprzeczności jest więcej - chociażby otwieranie utworu wspomnianego Momoiro Clover Z przez duet Yoshida Brothers - braci grających tradycyjną muzykę na shamisenach. Sami bracia łączą zresztą w swojej twórczości tyle gatunków muzyki, że jest to temat na oddzielny artykuł.
Podsumowując: naprawdę warto zagłębić się w to, co ma do zaoferowania japońska muzyka, zwłaszcza pod kątem różnorodności i niecodziennych połączeń. Być może znajdziecie w ten sposób swój wymarzony zespół? Wystarczy tylko pozbyć się uprzedzeń i otworzyć na coś nowego. Ja, zapoznając się z coraz to nowymi zespołami, ciągle czekam na coś, co w zupełności spełni moje oczekiwania. Jedno jest pewne - japońska scena muzyczna jest niesamowicie płodna i na pewno wyda w przyszłości jeszcze wiele nieszablonowych projektów, czego sobie, i Wam, życzę.