Recenzja

FATE GEAR - A Light in the Black

21/04/2016 2016-04-21 00:05:00 JaME Autor: Ruchesko Tłumacz: Ariane

FATE GEAR - A Light in the Black

Wokalistka Nico lśni na tym niedoskonałym, lecz obiecującym pierwszym albumie FATE GEAR.


© KNOCK
Album CD

A Light in the Black

FATE GEAR

Gdy Mina ogłosiła swoje odejście z heavymetalowego zespołu DESTROSE w lutym 2015 roku, oznaczało to koniec ery. Odkąd założyła zespół w grudniu 2005 roku, przez ponad dziewięć lat spotykały ją ciągłe wzloty i upadki. Wówczas pojawiły się spekulacje, że nawracające problemy ze zdrowiem zmusiły ją do porzucenia aktywności na scenie, jednak okazało się, że matka chrzestna “kobiecego metalu” jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa. Latem ubiegłego roku, Mina zaprezentowała swój nowy projekt: FATE GEAR.

Jako muzyczne oświadczenie woli, debiutancki album FATE GEAR, A Light in the Black, wysyła słuchaczowi różne wiadomości. Nazwany został po piosence z 1976 roku, sławnego zespołu grającego british rocka Rainbow i wybór tytułu mógłby sugerować, że zespół wykona krok w stronę brzmienia retro i piosenek takich jak Reimei czy Awayuki no Inori, które na pewno posiadają niedający się z niczym pomylić klimat lat osiemdziesiątych. Jednakże inne utwory, a zwłaszcza trzy, które Mina nagrała wcześniej z DESTROSE, mają bardziej współczesne, wyraźnie metalowe zabarwienie.

Mimo że Romancer (Original), Deathless Memories i Winds of Fall (Original) zostały nagrane od nowa, nie wspominając o zaaranżowaniu tych kompozycji na potrzeby jednej gitary, włączenie ich do listy utworów na albumie załamuje nieco wyraźną koncepcję Miny, mającą na celu odcięcie się i FATE GEAR od DESTROSE. Nawet komentarze na albumie napisane przez guru japońskiego rocka, Makoto "Captaina" Wadę, zręcznie unikają używania nazwy jej poprzedniego zespołu. Może się jednak okazać, że te trzy utwory zostały zamieszczone na albumie w ostatniej chwili, jedynie jako dopełnienie listy. Rzadko zdarza się, żeby nowy zespół wydawał pełny album jako debiutancki krążek, dlatego nie można winić Miny za podarowanie fanom czegoś wartego ich pieniędzy.

Szczerze powiedziawszy, A Light in the Black brzmi jakby był nagrywany w pośpiechu. Użycie cyfrowej perkusji, nieco tłumaczone przez brak perkusistki w chwili nagrywania, jest zauważalne szczególnie na początku, w otwierającym utworze Fate Gear, i nadaje większości kawałków surowego brzmienia. Jednakże wydawnictwo to ma coś, co w pewnym stopniu sprawia, że jest ono zdatne do wysłuchania. Jest tym występ wokalistki Nico. Znana poprzednio jako SHIZUKA, pod którym to imieniem występowała wraz z Marty Friedmanem i Rie a.k.a Suzaku, posiada skalę głosu na tyle szeroką, by z łatwością podołać zarówno powolnym balladom, jak i energicznym hardrockowym kawałkom.

Podsumowując, A Light in the Black jest praktycznie wszystkim, czego można by się spodziewać po debiutanckim albumie zespołu metalowego: niedoskonałym pierwszym krokiem w odpowiednim kierunku. Jak można by oczekiwać, Mina uporczywie stara się trzymać siebie w cieniu, osłabiając brzmienie swojej gitary mnóstwem klawiszowych i cyfrowych wstawek napisanych przez maestro Arthura Brave’a z Dragon Guardian. Ściąga to całą uwagę na śpiew Nico czyli tam, gdzie powinna być.

REKLAMA

Powiązani artyści

Powiązane wydawnictwa

Album CD 2015-08-12 2015-08-12
FATE GEAR
REKLAMA