Z pewnością o ASAGIm wiele można powiedzieć. Między innymi to, iż jest człowiekiem, który zarówno do swojej osoby, jak i własnego wizerunku podchodzi z dużym dystansem. To bez wątpienia jedna z barwniejszych postaci na scenie muzycznej i to nie tylko japońskiej, swoisty człowiek-instytucja: komponuje, pisze teksty, tworzy konstrukcje występów czy wymyśla nowe historie ukazujące się w magazynie "Mad Tea Party".
Dziesięć długich lat minęło od ostatniego solowego singla zatytułowanego Corvinus. Przybliżał on autorską opowieść ASAGIego o strażniku (odniesienie do utworu Guardian), który przebudził się z wielowiekowego snu. W ciągu tych dziesięciu lat wokalista i tekściarz zespołu D stale się zmieniał i stworzył naprawdę mnóstwo zapadających w pamięć utworów. Czego zatem spodziewać się po Seventh Sense / Shikabane no Oja / Amupusai?
Na początku wspomnę, iż płyta ukazała się w czterech wersjach. Wersja A zawiera teledysk do Seventh Sense i filmik z tworzenia teledysku. Wersja B - teledysk do Shikabane no Oja i również making of. Wersja C - wideoklip do Amupusai i making of. Natomiast wersja D zawiera dodatkowy utwór (w wersji z wokalem oraz instrumentalnej), zatytułowany ZERO. Recenzowane przeze mnie wydanie to wersja D. Należy też dodać, że jest to pierwszy solowy singiel ASAGIego, który wydał jako artysta major, co oznacza kontrakt z dużymi, wysokobudżetowymi wytwórniami muzycznymi w Japonii.
Najnowsze wydawnictwo charyzmatycznego Japończyka może naprawdę pochwalić się sporą listą gościnnie występujących na nim muzyków. ASAGI do współpracy nad singlem zaprosił wielu znanych na japońskiej scenie muzycznej artystów, a mianowicie takie znakomitości jak: Shinya z Dir En Greya, K-A-Z z SADS czy Sakito z Nightmare. Na liście jest ich jeszcze więcej i każdy dołożył jakąś cegiełkę przy tworzeniu tegoż dzieła.
Co się zaś rzuca w oczy, a może raczej w uszy, to to, że płyta znacznie różni się od surowego, wręcz zachodniego ukłonu w stronę muzyki amerykańskiej w stylu Corvinusa. Nie brakuje tu bowiem pięknych, wyszukanych, wpadających w ucho melodii czy zaskakujących aranżacji, będących bardzo "in style" D.
Owo wydawnictwo jest krótkie, a zarazem bardzo treściwe. Jest ono na dłuższą metę pełne bogatych dźwięków, tak charakterystycznych dla D. Ale może zacznijmy od początku.
Seventh Sense to pierwszy z utworów tytułowych. Wstęp w postaci kapiącej wody i dzwonów wprowadza nas w średniowieczno-zamkowy klimat, dodajmy - mało japoński. Po takiej muzycznej inwokacji kompozycja rozwija się z dodatkiem fortepianu, by po chwili uderzyć w nas kaskadą sentymentalnych skrzypiec (na których to udziela się Heather Paauwe). Cała ballada jest bardzo liryczna, co implikuje łagodniejszą stronę wokalisty. Wszystkiego dopełnia solówka brawurowo zagrana na skrzypcach.
Następny numer to Shikabane no Oja i jest to jedyny cięższy kawałek na płycie, brzmiący niczym dokonania ASAGIego z D. Charakteryzuje się chwytliwym riffem i niskim wokalem, tak że w refrenie lider D może całkowicie rozwinąć skrzydła. Trzeba mu przyznać, że może poszczycić się nienaganną dykcją, jak i doskonałym panowaniem nad własnym głosem. Cały utwór utrzymany jest w mrocznym stylu, który dopełnia teledysk (polecam obejrzeć!).
Kolejny na liście jest Amupusai. Muzykiem obsługującym tutaj gitarę elektryczną i akustyczną jest wspomniany wcześniej Sakito z Nightmare. W odróżnieniu od Shikabane no Oja, mamy tu znowu do czynienia z balladą, tym razem jednak nieco bardziej rockową niż Seventh Sense. Jest to najsłabszy element tej układanki - brakuje mu czegoś charakterystycznego, czegoś, co wyróżniałoby go spośród innych utworów stworzonych przez ASAGIego. Teledysk nieodmiennie kojarzy się z czasami JE+REVIENS.
Maksisingiel wieńczy ZERO, o którym można by pisać i pisać. Jak to bywa w marketingu branży muzycznej, celowo ostatni utwór jest zazwyczaj najlepszy na płycie. Nie inaczej jest w tym przypadku. Zmyślnie otrzymał on również wersję instrumentalną, pozwalającą w pełni docenić kompozytorski kunszt Japończyka. Pierwsze dźwięki tworzą chwytliwy motyw przewodni, misternie stworzony, przewijający się praktycznie do samego końca, podlany imperialno-marszową melodią. Wszystko to okraszone jest niezwykle silnym, hipnotycznym wokalem. W tle przygrywa syntezator, który tworzy wręcz barokowy klimat. To najbardziej melodyjny kawałek na tym krążku.
Wszyscy, którzy długo oczekiwali tego wydawnictwa, powinni być w pełni usatysfakcjonowani. Seventh Sense... to obowiązkowy zakup dla fanów D i ASAGIego. Płyta powinna również zadowolić miłośników dobrej muzyki, ceniących sobie niebanalne, bogate kompozycje, a w szczególności rozbudowane, nastrojowe ballady.