Kiedy perkusista
Yasunori Takada ogłosił, że odchodzi z
MONO, najgorszą obawą fanów był rozpad zespołu. Jednak lęk okazał się zbędny, gdyż dosyć szybko ten dwudziestoletni zespół zyskał nowego członka, a został nim
Dahm Majuri Cipolla. Oczekiwania odnośnie nowego wydawnictwa w zmienionym składzie wzrosły po pierwszym koncercie, gdy formacja zaprezentowała swoje stanowiące największe perkusyjne wyzwanie utwory.
Majuri nie wypadł z gry.
Nowhere Now Here to jakby przykład modelowego postrockowego wydawnictwa, a jego produkcja jest bardzo zbliżona do mojego ulubieńca,
Hymn To The Immortal Wind.
MONO stopniowo zmieniało swój styl i na kilku ostatnich albumach ograniczyło do minimum tak lubiane przez siebie smyczkowe aranżacje. Nowy album jest bardzo dobry jak na tak trudne dla zespołu czasy.
Krótkie intro przechodzi w
After You Comes The Flood, które porywa słuchacza jak powódź. Perkusyjne i gitarowe przejście jest przytłumione, a piosenka aż do końca nie okazuje litości. Następny
Breathe to najbardziej radykalny utwór na płycie. Przywodzi na myśl twórczość
Angelo Badalamentiego z dodatkiem delikatnego głosu basistki
Tamaki.
MONO naprawdę potrafi zaskoczyć.
Od samego początku album przechodzi przez znajome struktury i chwyty
MONO. Utwory są bardzo dynamiczne, a instrumenty orkiestrowe wykorzystane oszczędnie, jak przyprawy. Na przykład umiejscowienie orkiestrowej aranżacji tytułowej piosenki albumu jest dokładnie przemyślane, prowadząc słuchacza do mocnego zakończenia tego dziesięciominutowego epickiego numeru.
W
Sorrow zespołowi udało się stworzyć bardzo poruszającą i ponadczasową melodię, która mocno wchodzi do głowy. Pod koniec utworu pośrodku tego chaosu pojawia się syntezatorowy motyw. W piosence
Meet Us Where The Night Ends wyraźnie słychać nowego perkusistę. Jego bębnienie jest żywe i potrafi brzmieć naprawdę świeżo. Szkoda, że
Cipolla gra tu w utworach stworzonych dla
Takady.
Ogólnie rzecz biorąc,
Nowhere Now Here MONO jest bardzo stylowym albumem. Piosenki mają przestrzeń do oddychania, a oprócz poczucia żałoby i straty, pozostałe spektrum życia jest bardziej obecne niż wcześniej. Na temat stylu zespołu oczywiście można mieć różne zdanie, gdyż
MONO nigdy nie zadowalało się półśrodkami w wyrażaniu emocji, często dochodząc do ekstremum. Jednak zamiast nastroju melodramatyzmu, obecnego na poprzednich albumach, ten wydaje się być bardziej zrelaksowany i wyluzowany. Jest to bez wątpienia najlepsze postrockowe wydawnictwo roku.