MUCC - Aku
Muzyczny kalejdoskop.
Przez 23 lata i na ogromnej liczbie wydawnictw MUCC więcej niż raz zaskoczył czy nawet zaszokował swoich słuchaczy muzycznymi metamorfozami. Od hardcore’owych, visualowych albumów Zekuu i Kuchiki no Tou grupa przeszła do mniej agresywnego rocka na Houyoku. Z kolei Gokusai, obok ciężkich piosenek, oferował bardzo łatwą muzykę pop. Zespół eksperymentował z elektroniką na Shion, a na Karma już na główkę wskoczył w jej głębiny.
Ale w 2015 roku wraz z wydaniem T.R.E.N.D.Y. -Paradise from 1997- MUCC zrobił nowy krok. Grupa przestała drastycznie przełączać się między gatunkami z płyty na płytę i mniej lub bardziej skoncentrowała się na jednym kierunku. Oparła się na ciężkim brzmieniu, znanym z "visualowej" przeszłości, które zostało interesująco wzbogacone wieloma muzycznymi inspiracjami, zgromadzonym przez ponad dwadzieścia lat na różnorodnych polach działalności. Można to było usłyszeć na dobrym Myakuhaku, a także na chwytliwym Kowareta Piano to Living DEAD. I już jasne było, że na piętnastym pełnym albumie, zatytułowanym Aku, zespół nadal będzie rozwijać się w stylu wybranym pięć lat temu.
I dokładnie tak się stało. Pod dobrym i złym względem. Zacznijmy od tych dobrych stron. Grupa zaoferowała godzinny album, któremu co kilka minut udaje się zaskoczyć zupełnie nieprzewidywalnymi zwrotami. Po jazzowym wstępie muzycy nie muszą natychmiast przechodzić do metalcore’u czy wspierać żywe brzmienie fortepianu soczystymi, ciężkimi riffami. Na krążku można znaleźć rytmiczne partie gitary, charakterystyczne dla niemieckiego industrialu, a także punkowe i poprockowe motywy. Co więcej, w Memai, nagranym wraz z wokalistą lynch., Tatsuro w pewnym momencie mocno przypomina sposób śpiewania System of a Down. Generalnie, wokalista tym razem wykorzystuje niezwykle dużą ilość recytatyw, co brzmi dosyć nietypowo i fajnie.
Dzięki temu muzycznemu kalejdoskopowi i kombinacji zupełnie różnych elementów, Aku jest bardzo interesujące do zagłębiania się. Zwróćcie uwagę podczas słuchania, jak MUCC łączy pozornie niekompatybilne części w jedną całość i za każdą powtórką zauważycie coś nowego. Album ma sporo niespodzianek, a wiele kawałków przypomina potwora Frankensteina (w dobrym sensie), zlepionego z różnych gatunkowo "organów" i nieustannie robiącego coś zupełnie innego niż się po nim oczekuje.
Z drugiej strony, pomimo całej rozrywkowej strony takiego pomysłu, olbrzymia ilość różnych elementów w jednym utworze sprawia, że żadna kompozycja się nie wyróżnia, pozbawiając je ich własnej twarzy. Wygląda, jakby zespół postanowił sprawdzić, ile pomysłów jest w stanie wrzucić w cztery minuty, nie dbając za bardzo o resztę. Prawdopodobnie myśląc o Aku będziecie sobie przypominać poszczególne momenty, ale trudno będzie stwierdzić z jakiego to utworu. Jedynym wyjątkiem jest pierwszy -Aku- Justice, dokładnie z tego powodu, że nie skacze od ściany do ściany, starając się wchłonąć tak dużo jak to możliwe, ale koncentruje się na klimacie i integralności.
Ponadto, jest to pierwsze duże wydawnictwo w całym okresie działalności MUCCa, na którym jest prawie niemożliwe wyróżnić wśród kompozycji zdecydowanych liderów. Na każdym z poprzednich czternastu pełnych albumów (nawet na tych nie do końca udanych) w ucho wpadało co najmniej kilka błyskotliwych utworów, ale Aku pod tym względem pozostaje bardzo jednolity. Co jest dosyć paradoksalne, biorąc pod uwagę niezwykle zróżnicowane brzmienie płyty. Być może wydawnictwu pomogłyby takie przeszywające kompozycje, jak rozdzierające Living Dead lub nastrojowy gigant jak Kuchiki no Tou z albumu o tej samej nazwie czy Suiren z T.R.E.N.D.Y.. Jednak na tym albumie nie ma niczego nawet trochę o podobnym ciężarze emocjonalnym. Tak samo jak nie ma mocnego zakończenia albo innego rodzaju puenty na finał. W pewnym momencie płyta po prostu się kończy i już.
MUCC jest na scenie od bardzo długiego czasu i odnawiał się tak wiele razy, że właściwie każde nowe wydawnictwo to kot w worku. W niektórych przypadkach zawartość jest fajna, w innych – szokuje nagłymi zmianami. Czasami okazuje się dosyć sprzeczna. Tym razem Aku wpada w tę trzecią kategorię. To interesujący muzyczny kalejdoskop, który ciekawie jest rozkładać pod mikroskopem na czynniki pierwsze. Jednak ta próba włożenia jak najwięcej w jeden album nie do końca wypaliła, pozbawiając utwory indywidualności i sprawiając, ze wypadają dosyć płasko. Ma się wrażenie, że grupa tak dała się porwać eksperymentom nad łączeniem różnorodnych elementów, że zapomniała dodać przynajmniej odrobiny nastroju i uroku do kompozycji.