Rakshasa - Yushuroku ~ Tsukiyomi
Japoński metal, teraz z dodatkiem shamisenu.
Kiedy była wokalistka Albion, Yuri, dołączyła w 2016 roku do grającego „japoński metal” zespołu Rakshasa, było to jak przeznaczenie. Z pokolenia japońskich metalowych wokalistek, którzy dorastali słuchając Kuroneko z Onymo-zy, niewiele tak otwarcie jak ona przyznawało się do tego wpływu. Jako dowód może posłużyć chociażby jej staż w Tengusakura.
Rakshasa została założona w 2015 roku przez Yamę z „elegiac black metalowego” zespołu Ethereal Sin. Pomimo pozorów, podobieństwo między “ japońskim metalem” tej grupy a „youkai metalem” Onymo-zy nie wykracza poza kostiumy i teksty inspirowane rodzimym folklorem. Sama Yuri zaśpiewała na jej debiutanckim albumie Rikudo Rasetsu z 2017 roku.
Na początku ubiegłego roku pojawiła się EP-ka Yushuroku ~ Tsukiyomi. Choć trwa zaledwie jedną trzecią długości poprzednika, jest o wiele mocniejsza. Najlepsze momenty Rikudo Rasetsu trochę tonęły w morzu solidnych, ale w większości podobnych kawałków. Na Yushuroku te atrakcje nie mają się gdzie ukryć.
Po medytacyjnym “synthro” – praktycznie dwuminutowym klawiszowym solo zakończonym brzęczeniem dzwonków kagura suzu – Tsukiyomi uderza jak fala przypływu. Przemyka w tempie rzadko spotykanym na Rikudo, a pośród tego tornadu czasami słyszalny jest brzdęk shamisenu, na którym gra pochodzący z USA multiinstrumentalista Lord Wilhelm.
Nie ma wytchnienia od tego pędu aż do Hashihime, utworze, który najwyraźniej miał na celu wyeksponowanie talentu Yuri. Śpiewając jak najlepiej potrafi, frontmanka przechodzi zwrotkę za zwrotką, refren za refrenem, napędzając piosenkę przez prawie całe pięć minut. Tymczasem, partie jej kolegów z zespołu zostały znacznie zredukowane, a klawiszowa solówka w ogóle została pominięta.
Kusi, by pomyśleć, że ta nowo odkryta witalność w brzmieniu Rakshasy jest produktem ubocznym skróconego czasu powstawania Yushuroku. Z drugiej strony, chociaż Yama powiedział, że wiele piosenek z Rikudo to kompozycje zbierane przez lata, to ostatni utwór EP-ki to siedmominutowiec, który dobrze odnalazłby się na albumie. Ale niezależnie od tego, czy energia tego wydawnictwa zostanie powielona na późniejszych nagraniach, czy nie, prawdopodobnie wciąż stanowi on doskonałe wprowadzenie do twórczości zespołu.