W ubiegłym roku metalowcy z Crystal Lake zdecydowali się zachwycić fanów nie tylko nowym materiałem, ale także spojrzeć wstecz. W lipcu zespół wydał gorący singiel Watch Me Burn, a w sierpniu – pełny album The Voyages. Płyta stanowiła ponowną interpretację wczesnej twórczości grupy – zawiera nagrane na nowo wybrane utwory z Dimention (2006) i Into the Great Beyond (2010), dwóch pierwszych albumów formacji, oraz kompozycję Freewill z debiutanckiej ЕР-ki z 2003 roku. W tamtych czasach wokalistą Crystal Lake był Kentaro Nishimura - posłuchanie The Voyages pozwala ocenić, jak Ryo Kinoshita, głos zespołu od 2012 roku, poradził sobie ze starym materiałem.
I wyszło mu bardzo dobrze. Ogólnie rzecz biorąc, obaj wokaliści prezentują zupełnie inne techniki wykonawcze. Podczas gdy Kentaro brzmi nieco zahamowanie i wydaje się wyciskać z siebie słowa, to głos Ryo jest znacznie lepszy, mając dużo większą gęstość, moc i energię. Dzięki temu artyście udało się dodać
do starych kompozycji
śmiertelną dawkę adrenaliny i dynamiki. Oczywiście w oryginalnych wersjach wszystko to było obecne, ale w skromniejszych ilościach. Nawiasem mówiąc, poprzedniego wokalistę zespołu można usłyszeć w nowej wersji The Passage.
The Voyages jest nie mniej interesujący muzycznie. W końcu w ciągu 17 lat skład Crystal Lake znacznie się zmienił, podobnie jak generalnie hardcore i metalcore. Album brzmi nowocześnie i bardzo potężnie już od pierwszego utworu Fabricated Refuge, rzucającego się w otchłań ciężkiego brzmienia. Ponadto, każdy z instrumentalnych dodatków jest tak głośny i gęsty, że sprawia wrażenie, jakby portal do podziemia otworzył się pod stopami. Nowe wersje Freewill i The Burden są szczególnie dobre, skłaniając każdego do potrząsania głową. Szczerze mówiąc, całe wydawnictwo jest do tego zdolne. Widać, że grupa podeszła do tych nowych nagrań z pełnym zaangażowaniem – drastycznie przerobiła brzmienie każdego utworu, dodając wiele różnych drobiazgów i czyniąc go bardziej przestrzennym, gniewnym i bardzo w stylu współczesnego Crystal Lake. Mimo to kompozycje pozostały rozpoznawalne, nie zmieniając się w coś zupełnie innego.
Ale z tego powodu wydawnictwo to może wzbudzić kontrowersje wśród fanów zespołu. Na pewno znajdą się obrońcy oryginalnych wersji, gdyż brzmią “surowo”, czyli “żywiej”. Cóż można powiedzieć, kiedyś trawa była bardziej zielona! Jednak przygotowując się do tej recenzji, przesłuchałem ponownie pierwszy płyty grupy, porównując je do The Voyages, i bez wahania dam pierwszeństwo tym nowym wersjom. Mają szaloną energię, pochodzącą gdzieś z pierwotnej wściekłości. I szczególnie spodobało mi się to, jak muzycy dali z siebie wszystko, zwłaszcza w emocjonującym finale Into the Great Beyond! Z całym szacunkiem dla oryginałów - nie mogą konkurować z uwspółcześnionymi wersjami. Poza tym, słuchanie The Voyages jest po prostu przyjemniejsze, dzięki lepszemu nagraniu i miksowaniu.
Ostatecznie, to wszystko kwestia gustu. Najważniejsze jest to, że dostaliśmy kolejny piekielny album Crystal Lake. Nawet jeśli jest to stary materiał, ale został obrobiony ze specjalną mocą i złośliwością – to cechy, z których chłopaki słyną od prawie dwóch dekad.