baroque - Chaplin
Niezbyt charyzmatyczne pożegnanie z czasami indie.
Szczerze mówiąc, jestem dość rozczarowana ostatnim indiesowym maksisinglem baroque. Tokyo stipper charakteryzowało się rzadko spotykaną oryginalnością, ale tym razem zespołowi nie udało się przewyższyć tego klejnotu.
Płyta rozpoczyna się
chwytliwym, przyjemnym rockiem
cherry King. Co dziwne, piosenka ta przypomina mi Rouage z czasów albumów Soup i Lab, z dodatkiem skreczowania w tle.
Moim ulubieńcem jest zdecydowanie Butterfly. Nie na darmo jej kompozytorem jest Akira, gdyż melodie są naprawdę śliczne, Ponadto, Ryo daje tu z siebie więcej niż w innych kawałkach.
Ostatnie baby baby zbudowane jest na rytmie typowym dla r'n'b. Problemem tu jest, że utwór niezbyt się udał. W takim stylu wolę Gackta i jego kawałek fragrance (Moon).
Jedynym oryginalnym elementem wydawnictwa jest zastąpienie tradycyjnego plastikowego pudełka przezroczystą, elastyczną folią.
Niezbyt charyzmatyczne pożegnanie z czasami indie. Może grupa chce nam po prostu udowodnić, że jest w stanie konkurować z Utadą Hikaru.