Jako blackmetalowy zespół z pełnoetatowym saksofonistą, prowadzony przez człowieka, który otwarcie wyraża niechęć do visual kei i kawaii metalu, Sigh od pokoleń jest najlepszym wcieleniem outsidera na japońskiej scenie metalowej. Na długo przed dołączeniem do grupy saksofonisty Dr Mikannibala, frontman Mirai Kawashima musiał daleko szukać, bo aż w Norwegii, pierwszej umowy wydawniczej dla swojego zespołu. Formacja ta nigdy nie była ograniczona gatunkowymi normami - jej debiutancki album Scorn Defeat z 1993 roku zawierał nawet dwuminutowe fortepianowe solo.
Kiedy ostatnio słyszeliśmy coś Sigh, było to Heir to Despair z 2018 roku. Chociaż album określany był przez Kawashimę jako nostalgiczna podróż do Japonii jego dzieciństwa, to wciąż w wielu piosenkach znalazł on miejsce na angielskie słowa. Inaczej jest w przypadku Shiki, któremu brak nawet angielskich napisów. Tytuł tego nowego albumu ma ponad dwadzieścia możliwych tłumaczeń, ale na szczęście w komunikacie prasowym Peaceville Records podkreślono dwa z nich – “cztery pory roku” i “czas na umieranie” – jako najbardziej istotne.
Tym razem do tej metalowej odpowiedzi na Gomeza i Morticię Addamsów dołączył francuski gitarzysta Frédéric Leclercq, pojawiający się w znacznie rozszerzonej roli niż w gościnnym występie na Graveward z 2015 roku, amerykański perkusista Mike Heller, i basista Satoshi Fujinami, którego wkład jest nieokreślonej długości i charakteru. Najwyraźniej nie powrócił ani gitarzysta You Oshima, ani perkusista Junichi Harashima.
Fragment niesamowitego gardłowego śpiewu przechodzi w prawdziwy utwór rozpoczynający Shiki, Kuroi Kage. Jego niezdarnemu, ponuremu głównemu riffowi akompaniuje i przerywa go warkot oldskulowych klawiszy, skrzeczący wokal Kawashimy, nabożne skandowania i niespokojne wybuchy zręcznej gry na gitarze. Jedyny moment łagodności pojawia się w piątej z ośmiu minut, kiedy saksofon Mikannibala unosi się nad oszczędną perkusją.
Shoujahitsumetsu kieruje całość w dziwnie konwencjonalnym kierunku: nieubłagany trashowy blitzkrieg, punkowe gitarowe solo, przy który można się zastanawiać, dlaczego Leclercq ostatecznie bardziej znany jest jako basista. Shikobane obniża prędkościomierz o kilka kresek i przygotowuje słuchaczy do tego, co ich czeka później, gdyż mniej więcej w połowie przenosi uwagę z ortodoksyjnego metalu na eteryczny pejzaż dźwiękowy.
Satsui - Geshi no ato jest podobnie rozdwojony. To, co zaczyna się jako stosunkowo prosta piosenka jak na standardy Sigh – elegancki black metal z sitarem i fletowymi trylami, nagle staje się czymś przypominającym trip-hop. Jest to świadectwo artystycznego umysłu Kawashimy, że nie podzielił Geshi no ato ze względu na to brzmieniowe niedopasowanie.
Fuyu ga kuru może pochwalić się najbardziej frapującym występem wokalnym frontmana na tym albumie, chociaż prawdopodobnie jest to także moment, w którym bariera językowa jest na Shiki największa. Porównując dosłowne tłumaczenie tytułu (“Nadchodzi zima”) z zawartym w informacji prasowej skojarzeniem zimy ze starością, można domyślać się, o co chodzi w autentycznie udręczonych krzykach wokalisty.
Jeżeli Fuyu ga kuru to Kawashima wariujący z powodu nieubłaganego upływu czasu, to w Shouku (“Zaćmienie”) może być on wściekający się z powodu umieraniu światła. Takie przynajmniej wrażenie sprawia jego gorączkowe solo na organach Hammonda. Bez względu na podtekst liryczny, utwór ten jest ostatnią metalową propozycją na Shiki.
Teraz przechodzimy do przedostatniego utworu (i głównego singla) Mayonaka no kaii, którego druga połowa jest zasadniczo zdominowana przez różnego rodzaju solówki. Ostatni utwór Touji no asa to bardziej koda niż punkt kulminacyjny, zawierający błogą medytacyjną mieszankę sitaru i shakuhachi. Choć nie brzmi to jak zbyt szczęśliwe zakończenie, biorąc pod uwagę nadrzędny motyw człowieka zmagającego się ze strachem przed śmiercią, to jednak koniecznie posłuchajcie do końca.
Ponieważ Shiki jest albumem Sigh, ta recenzja mogłaby prawdopodobnie ciągnąć się przez kolejne dziewięć akapitów i nadal dzieło to nie zostałoby omówione w pełni. Ciekawie będzie się także przekonać, czy Shoujahitsumetsu stanie się piosenką wprowadzającą niewtajemniczonych w świat Sigh. Z pewnością zasłuży na miejsce na “mainstreamowych” extrememetalowych playlistach.
Shiki jest dostępne na CD, winylu i w formie cyfrowej poprzez Peaceville Records
tutaj.