Pierwszy album metronome to mieszanka punk rocka, techno, popu i dźwięków ze starego, wysłużonego Atari.
Długo oczekiwany, pierwszy pełny album metronome, zatytułowany 1 Metronome, to mieszanka punk rocka, techno, popu i dźwięków ze starego, wysłużonego Atari. Brzmi niewiarygodnie? Może w przypadku każdego innego zespołu, ale na pewno nie metronome... Niekonwencjonalne pomysły to specjalność tej kapeli i trzeba przyznać, że świetnie realizują się w jej muzyce. To dzięki tej szalonej, futurystycznej mieszance grupa uznawana jest obecnie za jedną z najlepszych z gatunku angura kei i, szczerze mówiąc, wcale się temu nie dziwię.
Pierwsze, co od razu przykuwa uwagę w 1 Metronome, to wszechobecne i bardzo typowe dla twórczości tej grupy "efekty specjalne". Ich piosenki to nie tylko świetne niebanalne melodie, imponujące riffy i lekko dziecinny głos Sharaku, dzięki któremu utwory nabierają bardziej "nierzeczywistego" i "fantastycznego" zabarwienia. Każdą piosenkę wypełniają po brzegi bliżej niezidentyfikowane dźwięki rodem z pokładu Enterprise'a: kosmiczne klawisze i brzdękające czy też popiskujące procesorki małych robocików, spokrewnionych z R2-D2. Ta imponująca mieszanka stanowi świetne uzupełnienie dla bardziej "tradycyjnych" instrumentów, tworząc razem niezwykle bogatą strukturę.
-5db, czyli otwierające krążek intro, przypomina mi to z minialbumu Fukigen na Android. Znów mamy połączenie psychodelicznej mieszanki elektronicznych dźwięków rodem z filmów z lat 70. z elektronicznie przetworzonym głosem, prezentującym po kolei wszystkich członków zespołu. Po tym z lekka otumaniającym początku zaczyna się prawdziwa gratka dla wszystkich wielbicieli Atari i urządzeń pokrewnych.
Materiał na płycie, mimo że utrzymany w jednakowej konwencji, jest bardzo zróżnicowany. Przesłuchując krążek można się więc natknąć na szalone, typowo punk rockowe zagrania z dziko rozpędzonym tempem i dynamicznymi riffami (Self Control, Boku no tame ni boku wo yameru boku), bardziej "lekkie, łatwe i przyjemnie", o zabarwieniu lekko popowym (Hi-Fi, Ashita ni nattara, Thank You For My Everyday ) czy te zbliżone klimatem do techno (Zannen boku no jinsei). Nie brak też bardziej funkowych zagrań z niemalże "zrównoważonym" rytmem i na wpół śpiewającym, na wpół rapującym Sharaku (Akatsuki).
Ogólnie rzecz ujmując, 1 Metronome nie musi się podobać każdemu, wszystko zależy od gustu, upodobań i własnych oczekiwań. Jeśli jednak ktoś ulegnie czarowi tej płyty, może zasłuchać się w niej na długie miesiące.