Rzeczywistość bywa zaskakująca.
Przyznam, że Kra nie od razu przypadła mi do gustu, a mówiąc ściślej - do momentu wydania pierwszego maksisingla (Kuu) miałam o niej dość nieciekawe zdanie. Gdy zetknęłam się z nią po raz pierwszy, a było to po ukazaniu się minialbumu Boku to no Himitsu, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że słucham dość ubogiej kopii baroque. Drażnił mnie głos Keiyu, który jakby na siłę starał się upodobnić do Ryo. Nie wróżyłam jej zbyt wielkiej kariery, a już na pewno do głowy by mi nie przyszło, że utrzyma się na scenie tak długo. Jak widać, trzy lata działalności nie okazały się czasem straconym, chłopcy wykorzystali je na doskonalenie umiejętności, ucząc się na własnych błędach, dochodzili do kolejnych wniosków, a to zaowocowało w rezultacie wydaniem pierwszej, moim zdaniem, płyty "na poziomie" - Kuu.
Zabierając się za przesłuchanie krążka, nie spodziewałam się po nim zbyt wiele; sądziłam, że jak w przypadku wcześniejszych wydawnictw grupy, tak i tym razem spotkam się z dość mało oryginalną produkcją. Rzeczywistość bywa jednak zaskakująca, tak było też w przypadku tej płyty. Pierwsze, co od razu zwróciło moją uwagę, to większa złożoność utworów. Chłopcy pozwolili sobie na większą swobodę, ich muzyka nie sprawia już wrażenia tak bardzo "poprawnej politycznie". Nie da się ukryć, że głos Keiyu również uległ pewnym korzystnym zmianom. Widać, że chłopak sporo nad nim pracował, pozbył się irytującej maniery, tak bardzo upodabniającej go do Ryo z baroque. Jego zdolności wokalne zdecydowanie się poprawiły, co w rezultacie wpłynęło korzystnie na znajdujące się na maksisinglu utwory.
Materiał na krążku jest dość zróżnicowany. Otwierający płytę Kuu to radosny, bardzo skoczny, optymistycznie nastawiający do życia (zwłaszcza po obejrzeniu PV) i tym samym niezwykle typowy dla grupy utwór. Stojący jakby po przeciwległej stronie Fu no zenshin to już zupełnie inna bajka. Głos Keiyu to niezaprzeczalnie jeden z podstawowych atutów tego kawałka, nie mamy tu już do czynienia jedynie ze zwykłym "odśpiewaniem" piosenki, wokal brzmi o wiele bardziej przekonująco. Ten kawałek to zdecydowanie mój faworyt i prawdziwa perełka.
Zamykający maksisingiel ponad ośmiominutowy utwór Sora to kolejna innowacja w twórczości grupy. Zbliżony jest trochę klimatem do Fu no zenshin, jednak nie tak dynamiczny, a bardziej "rozwlekły" (także w dosłownym znaczeniu).
Podsumowując: Kuu dokonało rzeczy prawie niemożliwej. Dzięki temu krążkowi moja opinia na temat zespołu uległa radykalnej zmianie, zdałam sobie sprawę, że nie doceniałam chłopaków. Mam nadzieję, że nie była to tylko "jednorazowa akcja" i zespół podąży drogą, na którą właśnie wkroczył.