Wywiad był przeprowadzony 20 maja, więc, przy dacie wydania albumu ustalonej na 5 sierpnia, przesłana do nas muzyka była skończona w około 80%. Ale mogliśmy już całkiem wyraźnie dostrzec wizję
J'a. W wywiadzie pojawiło się słowo kluczowe "nagi"; dźwięki, które usłyszeliśmy, były bardzo solidne i przyprawiły nas o gęsią skórkę. Podczas wywiadu skorzystaliśmy z okazji i zapytaliśmy
Ja, co skłoniło go do takiej zmiany muzycznego stylu.
Kiedy zajrzałam na twoją oficjalną stronę przed wywiadem, przeczytałam tam twoją wiadomość: "Nagrywam w kompletnie inny sposób niż dotychczas". Chciałam więc na początku o to zapytać.
J: Uważam, że moje poprzednie wydawnictwo
RIDE było sednem brzmienia
J'a. Nawet gdy słucham go teraz, lśni i mogę wyraźnie wyobrazić sobie koncert. Jest potężne i pozytywne. Myślałem, że zrobiłem tę płytę dobrze, ale w głowie słyszałem cichy głosik mówiący mi, by iść dalej. Posłuchałem go i podążyłem z prądem.
Czy po ukończeniu dzieła będącego sednem jego brzmienia muzyk nie odczuwa więcej żadnych konfliktów?
J: Jestem bardzo szczęśliwy, że udało mi się to stworzyć. Jednakże cała ta sytuacja przypomina wspinaczkę. Kiedy wejdziesz na szczyt jednej góry, chcesz wspiąć się na następną i myślę, że moje odczucia były do tego zbliżone. Gdy pomyślałem o tym, czego nigdy dotąd nie zrobiłem, zdecydowałem, że moje ulubione dźwięki powinny być bardziej "nagie i prawdziwe".
Co jest "nagie"?
J: Po pierwsze, kiedy piszę piosenki, chcę zredukować ilość dźwięków tak bardzo, jak to możliwe. Chcę spróbować myśleć brzmieniem każdego instrumentu, czuć rytm, znaczenie, takie rzeczy.
Jeżeli porównać to do wspinaczki, jest to tak, jakbyś wyrzucił nowoczesne narzędzia wspinaczkowe i poszedł nago?
J: Moje odczucia są podobne. Na przykład bas, którego używałem dotychczas, był potężny, więc wynik był wysoki.
Było to jak trzymanie turbosprężarki?
J: Tak. Ale ostatnio próbowałem używać w moim studiu elektrycznego akustycznego basu. Podobnego do tego, na którym grał
Paul McCartney, brzmiącego "poko, poko", gdy gram na nim palcami lub kostką. Ogólnie rzecz biorąc, nie wydaje się to pasować do dzisiejszego rocka, prawda? (śmiech) Często używałem podobnych instrumentów, a także eksperymentowałem z klasycznymi wzmacniaczami, by sprawdzić, jakie brzmienie mógłbym uzyskać przy ich pomocy.
Czyli otoczenie było jak z lat 60-tych, gdy na świecie narodził się rock?
J: Instrumenty i materiały, w tym także komputery, zmieniają się bardzo szybko. Możemy teraz jednym kliknięciem zmienić dźwięk. Pomyślałem, że skończę z tym i wyrzucę wszystko. Znudziło mnie to i stwierdziłem, że cała ta technologia nie jest już fajna. Zdecydowałem, że pójdę na żywioł i stało się to tematem nagrywania.
Używając jeszcze raz twojej analogii, myślę, że mogłeś to wszystko zrobić, ponieważ wspiąłeś się już na górę za pośrednictwem RIDE
. W innym razie byłoby to zbyt przerażające.
J: Myślę, że mogłem podjąć to ryzyko, ponieważ potrafiłem nagrać
GLARING SUN,
URGE i
RIDE, które tworzą serię.
Tak więc nagrywanie było bardzo "nagie". Czy napotkałeś więcej trudności niż poprzednio?
J: Musiałem dobrze grać, ponieważ nie byłbym w stanie ukryć żadnych błędów. (śmiech) Tworzenie dźwięków zabierało sporo czasu i musiałem uważać, gdy grałem. To nie było tak: "Każdy może uzyskać ciężkie brzmienie, jeżeli użyje tego efektu i zagra!". (śmiech) To nie było tak, brzmienie było ciężkie, ponieważ to
Mr. Fujita grał na gitarze!
Scott uderzał w bębny, więc rytm był pełen melodii, a ja grałem na basie, więc dźwięk był niepohamowany. Tworząc to, dochodziliśmy do podstawowego punktu. To, że byliśmy w stanie zrobić to teraz, w tym wieku, coś znaczy! Im więcej o tym myślę, tym bardziej przemawia to do mnie! (śmiech)
Reszta wywiadu znajduje się w 47 numerze Zy.
© 2009 Zy.connection Inc. All Rights Reserved.