A propos trafnie nazwanego albumu. Nigdy wcześniej tytuł nie ujął tak dobrze treści zawartej w utworach. DISORDER jest dokładnie taki, jak sugeruje: mieszanka typów, dźwięków i stylów, a wszystko to dzięki unikalnemu talentowi the GazettE (wówczas znanych po prostu jako Gazette), którzy zmieniają to, co byłoby normalnie nazwane "kakofonią" w "melodię". Poza tym wystarczy rzucić okiem na okładkę, na której Jezus zdejmuje swą twarz, ujawniając groźnie wyglądającą czaszkę, aby zdać sobie sprawę z tego, że powinno się spodziewać czegoś niezwykłego.
Zanim przejdę dalej, muszę was ostrzec: to nie jest album dla ludzi o słabych nerwach. Jest wstrząsająco głośny i agresywny, i może czasem graniczyć z psychozą. Niemniej jednak, jest niesamowicie przyjemny, ciekawy i, w pewnym sensie, inspirujący w swej różnorodności. Stwierdziwszy to, będziesz miał problemy ze znalezieniem lepszego przykładu tego, czym ten zespół jest. Zagłębiając się stopniowo, utwór za utworem, napotkasz wiele różnych warstw jego psychiki. Zawędrujesz w głębsze zakątki ich umysłu, gdy twoje zmysły zostaną wydane na pastwę The Social Riot Machine i Carry?, z charakterystycznym, "szalonym" wokalem Rukiego i jednymi z najbardziej agresywnych gitar, podobnych do tych w albumach Dir en greya. Acha, miej uszy szeroko otwarte na chórek w Carry?: całą brutalność, jaką utwór ma do zaoferowania, zamienia w kilka sekund słodkiego melodyjnego rocka, tworząc coś na kształt piosenki o miłości z wykopem. Pokochasz to.
Następnie wyłania się eksperymentalna strona zespołu. Widoczne jest, że the Gazette sprawia radość mieszanie różnych stylów: utwory takie jak Maximum Impulse, Anti-Pop i SxDxR mają delikatne wnętrza i agresywne zewnętrzne skorupy. Pomyśl o Carry?, tylko z większą ilością kontrastów. Zaszokuje cię, jak okryte przemocą wersy są porzucane dla beztroskich, trącących punkiem chórków. Niemniej jednak, fani mogą potwierdzić, że to technika często używana w nagraniach zespołu, o czym również poświadczają ich nowe wydawnictwa.
Dla tych, którzy lubią rock z odrobinę mniejszą dawką szaleństwa, chłopaki byli na tyle mili, że połączyli siły ze swoimi rozbrykanymi stronami i dorzucili ją do pozostałych utworów - Shichigatsu Hachika i Zakurogata no Yuutsu. Dzięki ich niesamowicie pięknym i melodyjnym gitarom, delikatnym wokalom i chwytliwym chórkomi, te kawałki na pewno znajdą sobie niszę w zamkniętych sercach wielu słuchaczy. Poza tym, jak tu nie lubić tych prostych, lecz urzekających brzmień basowych dostarczanych przez Reitę w Shichigatsu, czy też sposobu, w jakim Ruki praktycznie nuci większość Zakurogata?
Można by spędzić godziny analizując ten album i wystarczy powiedzieć, że to idealny krążek, jeśli sądzicie, że wasza kolekcja potrzebuje odrobiny smaku. Ma wszystkie składniki potrzebne, aby dodać troszkę "wigoru" któremukolwiek z dni: energetyzujący rock, rozbrykany rock i nawet czasem coś przypominającego delikatny rock. Gałka do sterowania głośnością została stworzona do wydań tego typu, więc nie wahaj się jej użyć. Oto nadszedł twój przewodnik po szalonej stronie mocy.