Emiko rozmawiała z JaME o swojej muzycznej podróży oraz jazzowym trio.
Proszę, przedstaw się tym, którzy cię jeszcze nie znają.
Emiko Minakuchi: Jestem nieco nieśmiała, co sprawia trochę kłopotu. Cóż, jestem pianistką, mieszkam w Paryżu od ośmiu lat. Zaczęłam pisać muzykę trzy lata temu, w tym samym czasie uformowało się nasze trio i zaczęliśmy grać w Paryżu. Przy okazji jestem nauczycielką w szkole, w której studiowałam.
Co zachęciło cię do rozpoczęcia do gry na pianinie w wieku czterech lat, a potem zajęcia się jazzem?
Emiko Minakuchi: Zainteresowanie jazzem przyszło w okresie, kiedy byłam na studiach. Kiedy miałam około 21 lat, miałam możliwość zobaczyć koncert Junko Onishi (japońska artystka jazzowa, grająca bop). Byłam zachwycona jej harmonijką. Potem zaczęłam zauważać to na innych koncertach, nie będąc jednak zaznajomioną z jazzem lub jakimikolwiek innymi artystami. Lubiłam, kiedy grała ona w Bostonie i powiedziałam sobie, że po studiach pojadę do USA i zostanę pianistką jazzową. Pracowałam przez dwa i pół roku, żeby zarobić wystarczającą sumę pieniędzy. Czekając na to, słuchałam francuskich muzyków. Dzięki przyjacielowi zobaczyłam trio z Richardem Galliano (akordeonista) i Didierem Lockwoodem (skrzypek) w 1997 roku. Byłam zszokowana, to był wspaniały koncert! Byli w Tokio przez tydzień, ja widziałam ich w środę. W końcu wróciłam tam również w sobotę. W tym czasie powiedziałam sobie, że chciałabym mieszkać we Francji, ale tam nie znałam i nie mówiłam po francusku; jednak później pozostałam przy moim pomyśle udania się do USA. Trzy miesiące później widziałam w tym samym miejscu Michela Petrucciani i po tym koncercie stało się dla mnie jasne, że nie mogłabym jechać nigdzie indziej niż do Francji. Zmieniłam zdanie więc i przybyłam do Paryża w 1998 roku. Zaczęłam grać na fortepianie, gdy miałam cztery lata, ponieważ mój pradziadek był nauczycielem muzyki i nalegał, że będę się tego uczyć i pójdę na uniwersytet, na który on uczęszczał.
Masz związek z późnym Michelem Petruccianim. Jak to się dla ciebie zaczęło?
Emiko Minakuchi: Po dwóch jego piosenkach byłam cała we łzach. Jego muzyka była zachwycająca; tyle w niej emocji…
Czy po raz pierwszy odczuwałaś tak wiele emocji, słuchając muzyki?
Emiko Minakuchi: Tak, czułam nieco z tych emocji, słuchając tria Galliano, ale było to raczej w sensie: "dobrze się bawimy”; z Petruccianim to były czyste emocje.
Jak poznałaś Hugo Céchosza i Francesco Pastacaldi, będących częścią twojego trio?
Emiko Minakuchi: Spotkałam ich na jam session. Właściwie mam przyjaciela, który organizuje sesje jazzowe w Seven Lizards Club. Przez trzy lata byłam stałym elementem tych koncertów jako pianistka i akompaniowałam grupie w każdą niedzielę. Hugo Céchosz przyszedł pewnego razu i wymieniliśmy numery telefonów. Potem pracowaliśmy ze sobą, ale jeszcze nie nad naszą muzyką. Ostatecznie Hugo został basistą na jam session. Wstąpił też do CNSM (National Superior Conservatory of Music of Paris) i spotkał tam Francesco, który dołączył do niego także na jam session.
Co sprawiło, że wybrałaś ich do swojego trio?
Emiko Minakuchi: To bardzo proste, naprawdę lubiłam jak grali.
Grałaś już w Japonii?
Emiko Minakuchi: Jeszcze nie!
A chciałabyś?
Emiko Minakuchi: Oczywiście, ale nie mam wystarczająco dużo czasu. Pracowałam w tym czasie w czterech miejscach, by szybko zarobić na życie. Na boku się uczyłam i przeprowadzałam demonstracje na fortepianie. Co więcej, nie wiedziałam nawet, że była to improwizacja: kiedy słuchałam Michela Petrucciani i Junki Onishi, nie wiedziałam, że to była improwizacja.
Nie miałaś więc wiedzy na przykład o pentatonice (serii pięciu nut na oktawę, systemie używanym często w jazzie)?
Emiko Minakuchi: Nie, nie wyobrażałam sobie tego nawet!
Czy odczuwasz niepewność, gdy przedstawiasz siebie jako Japonkę szefowi klubu?
Emiko Minakuchi: Nie, po za tym nigdy nie obawiałam się tego. Bardziej miałam wątpliwości co do poziomu moich umiejętności, "czy moje umiejętności są wystarczające dla tego miejsca?” i "czy moja muzyka jest w stanie zadowolić?”. Ale nie, narodowość nigdy nie była przeszkodą.
Jak organizuje się tydzień koncertów, jaki mieliście w Duc des Lombards, gdy graliście co noc?
Emiko Minakuchi: Niestety wtedy było lato i wszyscy muzycy albo byli na wakacjach, albo przerzucano ich na prawo i lewo, żeby wspomagać inne grupy. Nie mieliśmy wystarczająco prób w tygodniu. Z drugiej strony, wcześniej pracowaliśmy dużo i regularnie, nawet rozbudowaliśmy niektóre części, co zabiera niezwykle dużo czasu. Szukaliśmy wtedy pracy na pełny etat. Czasem nie jestem zadowolona, nawet jeśli to moja muzyka. Oni także dawali mi propozycje, ale czasem mi one nie pasowały, za bardzo wybiegały w przyszłość, dlatego zaczęliśmy pracować nad tym od początku.
Czy za każdym razem masz tę samą setlistę?
Emiko Minakuchi: Tak.
Układasz określone części czy możesz improwizować, co jest bardzo popularne w jazzie?
Emiko Minakuchi: Oczywiście, najpierw jest część zasadnicza, a potem improwizujemy.
W czasie koncertu poruszył mnie utwór Tristesse et beauté (Smutek i piękno). Co kryje się za tą piosenką, że jest tak dopracowana i melodyjna, a zarazem smutna. Czy chciałaś nią coś przekazać?
Emiko Minakuchi: Niestety, właściwie nic takiego. Nie wiem nawet jak ta piosenka powstała. Kiedy ją napisałam, uznałam, że jest smutna, choć sama smutna nie byłam.
Nawet jeśli, to widownia, z początku reagująca i mówiąca niewiele, poczuła, że nastąpiła zmiana i zaczęła bardziej się koncentrować.
Emiko Minakuchi: Nie umiem powiedzieć, co to oznacza. Trudnością dla mnie, kiedy piszę muzykę, jest dobranie tytułu. Dla mnie muzyka i słowa są oddzielne.
Ciężko jest dobrać słowa do muzyki?
Emiko Minakuchi: Dokładnie. Mam z tym problem za każdym razem.
Czy ma to związek z językiem francuskim, który może być przeszkodą, czy nie ma to znaczenia?
Emiko Minakuchi: Nie, nawet w japońskim jest tak samo.
Twój album nosi nazwę Kokolo ("kokoro” oznacza "serce” w języku japońskim), a tytuły piosenek są po francusku. Skąd ta różnica?
Emiko Minakuchi: Jako tytuł zaproponowałam mojemu producentowi "kokoro no koe” ("głos serca”), ale zrozumiał on "ciało”. Nie podobało mu się i wybrał brzmienie "kokolo”, zanim poznał różnicę. W dodatku mam nieco kompleksów na punkcie mojej muzyki; ciężko mi poczuć się pewnie. Miałam poważne okresy depresji. Naprawdę trudno było z tego wyjść. Pomogło mi wielu ludzi: nauczyciel gry na fortepianie Antoine Arvet, mój producent, który namówił mnie do stworzenia CD tylko z kilkoma kompozycjami. Byłam zszokowana, dlaczego moja muzyka? To nie swing, nie jazz! Czułam wstyd…
Z tego powodu?
Emiko Minakuchi: Tak, nie chciałam grać publicznie.
To była nieśmiałość wymieszana ze strachem, że publiczność nie polubi twojej muzyki?
Emiko Minakuchi: Tak, jedno i drugie. Byłam pewna, że jej nie polubią. Mój producent mnie namówił i nauczył wielu rzeczy. Zaczęłam słuchać czegoś więcej niż własnej głowy, która dotąd przejmowała kontrolę: że lepiej jest zrobić to niż to, itd. W rezultacie nie słuchałam swojego serca. Przez to wszystko szło marnie. Zablokowałam się i nie mogłam podążać do przodu. Zaczęłam słuchać wszystkiego, co zrobiłam, nawet improwizacji. Tak właśnie znalazłam tytuł Kokolo.
Więc dlaczego tytuły są po francusku? Czy dlatego, że mieszkasz we Francji?
Emiko Minakuchi: Dokładnie. Inaczej wolałabym je wszystkie w języku japońskim.
To czemu by nie napisać ich po francusku z japońskim tłumaczeniem?
Emiko Minakuchi: O tak, czemu nie.
Co zawarłaś w swojej muzyce z japońskiej kultury?
Emiko Minakuchi: Nie potrafię powiedzieć co takiego. Nie analizowałam tego tak, ale sądzę, słuchając swojej muzyki i widząc rezultaty, że niektórzy mogliby poznać, że słuchałam japońskiej muzyki.
Na przykład?
Emiko Minakuchi: Każdej!
Ale bardziej pop, rock, klasyczna i tak dalej?
Emiko Minakuchi: Bardziej pop i klasyczna, lubię oba style. Jest kilku muzyków jazzowych, którzy uznają różnorodność za zbędną - nie zgadzam się z tym. Bardzo lubię różnorodność. W mojej muzyce czuję także tęsknotę za Japonią, smutek i melancholię. Każdego dnia myślę o mojej rodzinie w Japonii.
Wracałaś tam, odkąd mieszkasz we Francji?
Emiko Minakuchi: Od czasu do czasu, ale rezygnuję z tego.
Zamierzasz zostać we Francji, czy nie?
Emiko Minakuchi: Chciałabym wrócić do Japonii, nawet jeśli miałaby dzielić mój czas pomiędzy dwa kraje. Jestem domatorem, raczej nie lubię wycieczek, dlatego nie lubię wyjeżdżać. Gdybym miała podróżować między Francją a Japonią dla koncertów, to w porządku. (śmiech) Mój producent stara się znaleźć inne kraje; Izrael podpisał z nami kontrakt na koncert miedzy innymi. Nie wiem czemu, ale im więcej, tym lepiej!
Gdybyśmy zaproponowali ci trasę po Europie, byłabyś na to gotowa?
Emiko Minakuchi: Z całą przyjemnością, gdybym mogła spotkać ludzi, ponieważ uwielbiam poznawać nowych ludzi!
Dziś jesteś nauczycielką w szkole, do której uczęszczałaś. Jak to się stało? Stało się to właściwie bardzo szybko!
Emiko Minakuchi: Nie mogę powiedzieć, że stało się to szybko, bo nie porównuję się z innymi. Każdego dnia powtarzałam sobie, że jestem szczęściarą. (śmiech) Była to dla mnie dobra szkoła do studiowania. Wybrali mnie do nauczania na trzy, cztery lata, mimo że gdy tu przyjechałam, byłam na początkującym poziomie zarówno w jazzie, jak i języku francuskim.
Miałaś te same, dobre podstawy w muzyce klasycznej. Czy to pomogło ci podciągnąć się w jazzie, w jego podstawach i teorii?
Emiko Minakuchi: Nie wiedziałam nawet jak budować akordy! Toniki, tercje, septymy i tak dalej. Nie mówiąc o tercdecymie! (śmiech) Wszyscy w tej szkole byli bardzo mili i dobrze mnie nauczyli, bardzo się z tego cieszę. Co zabawne, rok, w którym poprosili mnie o zostanie nauczycielem, był tym rokiem, w którym musiałam wyjść za mąż, inaczej nie miałabym prawa pracować tutaj. Nagle miałam tych wszystkich, którzy uczęszczali na moje lekcje i nie spodziewałam się tego. Moje małżeństwo zostało zawarte we wrześniu, a podczas tej przerwy spytali mnie, czy chciałabym zostać nauczycielem. Zgodziłam się na tę ofertę z przyjemnością. Było to w 2003 roku.
Jak przebiegają lekcje z twoimi studentami, jakie przesłanie chcesz im przekazać?
Emiko Minakuchi: Uczę początkujących, którzy są bardzo niepewni, nie wierzą w siebie. Więc każdej tej osobie powtarzam, że każdy może zostać dobrym muzykiem. Niezbędne jest, by opuszczali zajęcia z przekonaniem, że wynieśli z nich coś dobrego. Że technika to nie wszystko, co trzeba mieć. Mogą być dobrzy technicznie, ale jeśli nie poruszą swoją grą, to nie jest muzyka! Staram się, by to wszystko zrozumieli. Co jest też niewyobrażalne, to sytuacja, gdy kładę przed kimś nuty, by je zagrał i wtedy on się zacina, denerwując się i nie grając zbyt dobrze. Kiedy zabieram nuty i mówię: "teraz zagraj na fortepianie co tylko chcesz!”, dźwięk zupełnie się zmienia. To bardzo dobra metoda, polecam każdemu przez pięć minut pograć cokolwiek w domu. Zaczyna się z osobą, która obawia się, że nie jest zbyt dobra, ale gdy da się jej prawo, by robiła to, co chce, wewnątrz naprawdę coś się ujawnia i to jest wspaniałe. Nie będą to ci sami studenci, kiedy zamknę oczy choć na chwilkę.
Masz muzykę, która czasami jest słodka i smutna, a czasem bardziej rytmiczna i radosna. Co jest dla ciebie natchnieniem i popycha cię do tego, by robić muzykę bardziej w jednym albo bardziej w drugim nastroju?
Emiko Minakuchi: Nie wybieram niczego specjalnego, ponieważ jeśli coś wybiorę, nie będę w stanie nic zrobić, dlatego pozwalam mojemu umysłowi działać. Czasem uczucie samo przychodzi do mnie, kiedy wyobrażam sobie siebie na scenie z moimi muzykami i mówię sobie, co chciałabym usłyszeć.
Stawiasz siebie na miejscu publiczności?
Emiko Minakuchi: Od czasu do czasu, to zależy. Kiedy tylko słucham intro, spisuję muzykę i staram się utrzymać nastrój.
Grywałaś w różnych miejscach, ale czy jest jakieś, które jest najbliższe twojemu sercu?
Emiko Minakuchi: Nie mamy zbyt dużego doświadczenia, ale nasz pierwszy festiwal Oloron Sainte-Marie (Festival de Jazz des Rives et des Notes, przyp. tłum.) poszedł całkiem nieźle. Wszyscy byli wyjątkowo mili; mam bardzo dobre wspomnienia. Powiedzieli mi, że około dwadzieścia lat temu Michel Petrucciani był tu i grał.
Oczywiście to przypomniało ci o tamtym konkretnym koncercie?
Emiko Minakuchi: Dokładnie, a w tamtym momencie Petrucciani nie był tak dobrze znany jak jest dzisiaj, więc nie przyszło na ten występ zbyt wiele osób. Jednak kilkoro słuchaczy, którzy uczestniczyli w tym koncercie, powiedziało mi, że był naprawdę fantastyczny.
Więc poruszyła cię wiadomość, że osoba, która miała na ciebie wpływ, grała w tym samym miejscu, w którym ty teraz występujesz? To piękna historia.
Emiko Minakuchi: Tak jest.
Wydałaś już jeden album Kokolo. Zamierzasz wydać nowy z piosenkami, które słyszeliśmy na koncercie?
Emiko Minakuchi: Zdecydowanie popracujemy nad tym w przyszłym roku, być może w styczniu, z tymi samymi członkami.
Kto jest twoją muzyczną inspiracją? Michel Petrucciani?
Emiko Minakuchi: Troszkę ciężko powiedzieć, ponieważ to, co teraz piszę, jest bardziej zainspirowane tym, czego słuchałam, będąc w Japonii, oraz sentymentem, jaki mam do niektórych japońskich gatunków i klasyki. Petrucciani jest dla mnie zbyt nowy w tym momencie. Nie dojrzałam wystarczająco, by podjąć krok w kierunku tych bardziej współczesnych zdarzeń. Z drugiej strony, by popracować nad improwizacją, ćwiczę z artystami, takimi jak Petrucciani, Keith Jarret, Brad Mehldau i tak dalej.
W trakcie piątkowego koncertu zdawało się, że trochę śpiewałaś?
Emiko Minakuchi: Tak, nie mogłam się powstrzymać. Nie słucham siebie, chyba że jest to zbyt silne lub boli mnie gardło. Nawet jeśli pracuję w domu, powstrzymuję się od śpiewania, bo bardzo chce mi się wtedy pić.
Czyli nie jesteś zainteresowana śpiewaniem?
Emiko Minakuchi: Nie, wcale, zdecydowanie nie.
Czemu nie?
Emiko Minakuchi: W 2005 inżynier dźwięku nie był w stanie usunąć mojego głosu z albumu. Starałam się nie robić hałasu, ale nie byłam w stanie. Zaskoczyło mnie, że nie mógł tego zrobić, ale była to wina mikrofonu nagrywającego dźwięk pianina, ale także i mojego głosu.
Jak przebiegało nagrywanie twojego pierwszego albumu w Rouen?
Emiko Minakuchi: Nie było mi trudno zadecydować o częściach improwizowanych, w przeciwieństwie do napięcia, które mogło być wytworzone. Graliśmy każdy kawałek pięć lub sześć razy. Z drugiej strony byliśmy bardzo zmęczeni; mieliśmy tylko dwa dni, by zrobić cały album. Zrobiliśmy dwie trzecie pierwszego dnia, a drugiego byliśmy zmęczeni fizycznie i psychicznie. Jako że było to moje pierwsze nagranie, nie spodziewałam się tego.
Od strony technicznej, ile godzin dziennie zajmują ci ćwiczenia na fortepianie?
Emiko Minakuchi: Do stycznia tego roku ćwiczyłam całkiem sporo, ale teraz mam problemy z właścicielką mojego mieszkania, która jest też moją sąsiadką. Kupiłam dziecięcy fortepian i na nim ćwiczyłam za dnia, ale nie w nocy. Podpisałam tą małą umowę, ponieważ mogłam ćwiczyć tyle ile tylko to było możliwe możliwe, z wyjątkiem nocy. W tym roku właścicielka pracuje w swoim mieszkaniu, więc jest to trochę kłopotliwe. W kwietniu urodziła się też moja córka, więc niełatwo jest poćwiczyć chociaż dwie godziny dziennie.
Nie grasz w szkole jazzowej?
Emiko Minakuchi: To nie jest dla mnie najlepsze. Obecnie skupiam się na rozwijaniu swojego słuchu do kompozycji. Niekoniecznie potrzebuję do tego pianina. Kiedy go nie ma, łatwiej zdecydować o różnych rzeczach.
Gdybyś mogła zagrać ze znanym artystą, kto by to był?
Emiko Minakuchi: Nigdy wcześniej o tym nie myślałam… Ciężko mi zdecydować! Gdybym miała szybko kogoś wybrać, byłby to Richard Galliano, artysta jazzowy.
A z piosenkarzem?
Emiko Minakuchi: Nie spotkałam nikogo, z kim chciałabym pracować.
Czemu wykorzystałaś na potrzeby swojego albumu tytuł Ringo no Oiwake Masao Yoneyamy?
Emiko Minakuchi: Kupiłam album Junko Onichi, która grała ten typ muzyki, ale my nie mamy tych samych aranżacji co ona. Przez trzy lata graliśmy to i kilka standardów z kompozycjami. I niedługo potem zagraliśmy Ringo Oiwake, zarówno widownia, jak i moi muzycy, docenili to.
Na twoim kolejnym albumie znajdą się nowe kompozycje czy też nowe wersje już znanych utworów?
Emiko Minakuchi: Jeszcze nie wiem, ale głównie nowe kompozycje.
Która z twoich kompozycji najbardziej przypomina ciebie i dlaczego?
Emiko Minakuchi: Ach… wszystko po trochu składa się na mnie, ale najmocniej Tristesse et beauté (Smutek i piękno) albo Mélancolie (Melancholia), ponieważ myślę o Japonii i mojej rodzinie.
Dziękujemy bardzo za poświęcony czas.
Emiko Minakuchi: Cała przyjemność po mojej stronie.