Recenzja

DEAD END - METAMORPHOSIS

12/11/2010 2010-11-12 00:05:00 JaME Autor: Jessieface Tłumacz: neejee

DEAD END - METAMORPHOSIS

DEAD END powróciło na scenę muzyczną po dwudziestu latach ze świeżym albumem METAMORPHOSIS.


© DEAD END - Mote Sinabel
DEAD END powróciło po dwudziestu latach przerwy i dostarczyło swoim fanom imponujący nowy album. METAMORPHOSIS pokazał, że w muzyce zespołu zmieniło się wszystko i nic, a on sam udowodnił, że jest po prostu tak samo dobry jak zawsze.

Pierwszy utwór, Matenrou Game, to progresywny kawałek z typowym jrockowym brzmieniem. Jednakże to właśnie DEAD END stworzył tę powszechnie znaną technikę, którą zespoły powstałe w latach 90. i później od niego zaczerpnęły. Każdy członek tej legendarnej formacji łączy umiejętności i pasję z motywacją, co wyraźnie widać podczas solówki w późniejszej części kawałka. Z małymi zmianami w akordach oraz dzikimi wejściami gitar, utwór kończy się jednym słowem: "skycraper".

Dress Burning zwraca uwagę słuchacza i zawiera w rozpoczęciu kilka znaczących pauz dodanych, by odróżnić się od piosenek zespołów zainspirowanych DEAD END. Perkusja oraz bas całkowicie spełniają oczekiwania i wciągają słuchaczy jeszcze bardziej, podczas gdy głos MORRIE'ego dźwięczy w powietrzu, stopniowo nabierając mocy i siły. Wokalista wydaje śpiewać odpowiednio każdy ton. Jego wokal brzmi czasami niezbyt czysto, ale zawarta w nim pasja jest wyraźnie zauważalna.

W Devil Sleeper MORRIE szepce świetne początkowe wersy, podczas gdy w tle YOU i Minato tworzą rozgardiasz gitarowych i perkusyjnych dźwięków. W pierwszej zwrotce wokalista chaotycznie skacze pomiędzy niespójnymi krzykami, jękami i śpiewem w wysokich rejestrach. To wszystko całkowicie zaskakuje i sprawia, że chce się usłyszeć tego więcej w kolejnej części utworu.

Giji Venus niespodziewanie dzieli album na pół. Kawałek ten, zasnuty kłębami białych chmur, stopniowo budzi się do życia - ta technika nie pojawiła się jeszcze na METAMORPHOSIS. Powtarzające się drobne akordy szybko stają się drugą, mocniejszą melodią gitarową, graną prawdopodobnie przez Minato i YOU. Warstwy gitarowych dźwięków mnożą się i wznoszą w niebo, podczas gdy głos MORRIE'ego pozostaje w tle, naśladując radiową transmisję. Chociaż wokalista gubi się nieco pod natłokiem ekspresji oraz swobody gry gitar, jest ciągle słyszalny. W ostatnich sekundach Giji Venus - utworu w dużej mierze instrumentalnego - emocje rozpościerają się cienką warstwą, zanim nie runą w dół w nagłą ciszę.

Princess i Guillotine oferują podobny styl, ale ta druga jest dziksza i bardziej gniewna niż poprzedzająca ją kompozycja. Guillotine rozpoczyna się ciężkimi dźwiękami i głębokim, rezonującym buczeniem, słyszalnym wśród krzyków i wycia. Głos MORRIE'ego, chociaż o oktawę niższy niż zazwyczaj, na początku utworu jest nieco zagubiony ze względu na ilość muzycznych warstw - wszystko wydaje się głośniejsze niż on. Niektóre nuty są zaakcentowane, a większość dla efektu bardziej przeciągnięta. W punkcie kulminacyjnym frazy pojawiają się krzyki, ujawniające przychodzące na myśl potencjalnie negatywne emocje. Pierwszy wiersz refrenu: "take me, guillotine. Shame me, guillotine..." sugeruje mroczny las obaw czekający na rozwikłanie.

Przedostatni Kill Me Baby wpełza dziko na pierwszy plan. Niezgrany z muzyką, ale mocny wokal i ciężkie gitarowe riffy stanowią tu dominantę. Słabe liźnięcia elektrycznych klawiszy wślizgują się w podkład muzyczny, ukryty pomiędzy basem i perkusją. Kill Me Baby brzmi jak hymn - zawiera mocną melodię i liczne przejścia. Jest także wyposażony w umieszczone w drugiej części przedziwnie wspaniałe gitarowe solo. Solówka YOU prowokuje i jeszcze raz prowadzi do refrenu. Kill Me Baby trzeszczy aż do dramatycznego końca, gdzie zderzają się ze sobą instrumenty oraz uczucie gniewu.

Meigou to ekstatyczna podróż ekspresji, a równocześnie ostatni utwór na METAMORPHOSIS. Dzika, beztroska, ale dająca się poskromić - to właściwe słowa do opisania tego utworu. Gitary jęczą cicho za rezonującym głosem MORRIE'ego w znacznie wolniejszym tempie niż w pozostałych utworach, pozwalając słuchaczowi na zatopienie się w myślach. Poziom emocji wzrasta w refrenie, ale uspokaja się już na początku drugiej zwrotki, niczym wiatr szalejący nad wzburzonym morzem. Ekspresja METAMORPHOSIS cichnie, blaknąc miękko pod wpływem ciszy, jak zamierający wicher.

Znikając ze sceny muzycznej chwilę przed wybuchem fenomenu visual kei, DEAD END wywarł wpływ w następnych latach na L'Arc~en~Ciel, BUCK-TICKa, Janne Da Arc, Kiyoharu i LUNA SEA. Dwie dekady później trafiło na rynek bardzo wyczekiwane METAMORPHOSIS; DEAD END powróciło i jest gotowe do walki.
REKLAMA

Powiązani artyści

Powiązane wydawnictwa

Album CD 2009-11-11 2009-11-11
DEAD END
REKLAMA