Odsłuchiwanie debiutanckiego albumu formacji, z którą wiąże się wielkie oczekiwania, zawsze kosztuje nieco nerwów. Po
DEATHGAZE spodziewałem się rzeczy wielkich. Z radością stwierdzam, iż się nie zawiodłem.
Jeśli już dołączyłeś do grona miłośników
DEATHGAZE, obcowanie z krążkiem przyniesie wiele radości - choćby w postaci nagranego na nowo materiału pochodzącego z pierwszego minialbumu. Na pewno nikt nie może zarzucić chłopakom, że zmiękli. Jeśli jednak preferujesz nieco bardziej stonowany odcień ich brzmienia, na przykład przypadł ci do gustu ostatni singiel zatytułowany
Fuhai to Fusei, bynajmniej nie poczujesz się zawiedziony.
Różnorodność oraz spójność stanowią najbardziej zauważalne cechy materiału zawartego na albumie
Genocide And Mass Murder. Kawałki takie jak
Venom,
The Fist czy
294036224052 są ciężkie, szybkie i bezpardonowe - idealnie nadają się do tego, by trochę przy nich poszaleć. Ponadto na krążku odnajdziemy kilka energetycznych ballad, np.
Proof lub
Gethsemane. Większość albumu utrzymana jest w konwencji mikstury pazura oraz głośności, z bardziej łagodnymi środkami wyrazu.
Wydaje się, iż na tym krążku
DEATHGAZE sięgają po wszelkie formy ekspresji, nie popadając jednocześnie w zbytnią chaotyczność, bądź niezdecydowanie. Wprost przeciwnie, kompozycje są przemyślane i należycie wyegzekwowane. Wokale bynajmniej nie odbiegają od tej reguły. Odnajdziemy w tej materii wiele rozmaitych kombinacji krzyku i growlu z partiami szeptanymi, czy wreszcie silnym, charyzmatycznym śpiewem. Warstwę rytmiczną charakteryzuje srogi łomot. Pomimo to w obrębie kawałków natrafimy na różnorodne zmiany tempa, podczas których należycie wykorzystano walory perkusji, jak również bardziej stonowane momenty, potęgujące zaangażowanie słuchacza przy jednoczesnym braku utraty ogólnego impetu utworu.
Każdy instrument ma swoje przysłowiowe pięć minut. Jednocześnie, podczas odsłuchiwania poszczególnych utworów, nie odnosi się wrażenia braku równowagi pomiędzy jego brzmieniem a dźwiękami pozostałych, chwilowo zepchniętych na dalszy plan instrumentów. Muszę jednak przyznać, iż na mnie osobiście największe wrażenie wywierają pełne energii oraz złożoności dźwięki perkusji. Solowe partie gitarowe nie występują zbyt często, lecz, kiedy już się pojawiają, pasują do klimatu danej kompozycji oraz są przyjemnie dla ucha. Z subtelnym smakiem i polotem wykorzystane zostały rozmaite odcienie brzmienia oraz techniki gry na gitarze elektrycznej i gitarze basowej – piękne arpeggia w utworze
Proof, podciągania strun oraz sztuczne flażolety w
SxSxDxD lub świetna basowa nuta w
Gethsemane i
Disease, stanowią zaledwie kilka przykładów.
Umiejętnie nagrane chórki tworzą dobre tło w kompozycji
Grave, jak również w utworach
the darkness the rain the world where it became corrupted,
Proof oraz
Mr Freak, gdzie nabierają one zaskakująco plastycznego charakteru. W kawałku
SxSxDxD z kolei zaimplementowano kilka otępiających, psychodelicznych efektów. Cięższe partie ratują jednak nagranie przed popadnięciem w hermetyczne dziwactwo.
Miscarriage charakteryzuje kunsztowne, niecodzienne gitarowe brzmienie. Lekkie, lecz nie przesłodzone.
Cóż mogę powiedzieć? Materiał nadający się do headbangingu, wpadające w ucho refreny, zwiewne arpeggia, seksowne szepty, wściekłe krzyki, intensywna perkusja, potężne dźwięki oraz przemyślane detale - na albumie
DEATHGAZE odnajdziemy wszystkie wyżej wymienione składniki.
Pora na kilka słów krytyki. Zbyt mało gitarowych solówek jak na moje gusta (na całym albumie jedynie dwie) oraz kilka kawałków nie wybijających się ponad przeciętność, które mogłyby zabrzmieć bardziej ekscytująco. Pomimo kilku niedociągnięć album prezentuje się świetnie. Obowiązkowa pozycja do przesłuchania, jeśli lubisz brzmienia cięższe, bądź te z pogranicza ciężkości.
Ulubione utwory:
Proof, Dies Irae, Miscarriage, Mr Freak.
Najsłabsze według mnie kawałki:
Gethsemane, Disease.
Ocena: 8.5/10 za różnorodność oraz instrumentalno-wokalny warsztat, przy relatywnie niewielkiej ilości słabszych kompozycji.
Recenzja autorstwa Kinsao