Krótko, ale uroczo.
Shizuku, wydany w dwa lata po ostatnim pełnym albumie, był jednocześnie pierwszym wydawnictwem Kagrry, w 2007 roku. Ponieważ w 2006 roku fani dostali tylko dwa single, zespół postarał się, by to wydawnictwo było warte oczekiwania.
Kagrra, zaczynają swój album uprzednio wydanym Utakata. Z powodu uroczej i relaksującej melodii, z początku może się wydawać, że to dość dziwny wybór na pierwszy utwór, jednak mieszanka muzyki rockowej i elementów typowo japońskich sprawia, że ten kawałek świetnie nadaje sie, by zapoznać nowych słuchaczy z muzyką zespołu. Następna piosenka, Sayonara, jest szybsza i nieoczekiwanie daje kopa. Zazwyczaj nie kojarzy się Kagrry, ze scratchingiem, jednakże zachowano idealną równowagę i nie stwarza on nadmiernie hip-hopowego klimatu, a jedynie ozdabia rock’n’rollowy rytm.
W następujących potem Kaze oraz Ishin porzucono zbędne dodatki i powrócono do chwytliwej rockowej muzyki. Prosta, ale optymistyczna linia basu w Kaze tworzy interesującą bazę, na którą wspaniale nakłada się gra pozostałych muzyków, a w szczególności melodie gitar Akiyi i Shina. Razem tworzy to przyjemny nastrój przywodzący na myśl nadchodzące wiosenne czy też letnie dni. Ishin to wolniejsza, ale porządna piosenka, lecz niestety brzmi znajomo i wręcz typowo.
Jednak to Hakai uderza słuchacza, jako coś kompletnie różnego od całej reszty albumu. Z powodu przefiltrowanego wokalu i funkowej linii basu piosenka balansuje pomiędzy rockiem a muzyką taneczną. Choć może odrzucać tych słuchaczy, którzy przyzwyczaili się do tradycyjnych instrumentów wykorzystanych w Utakata i lekkiego rocka w pozostałych utworach, to właśnie to nieoczekiwane brzmienie sprawia, że Hakai tak dobrze się spisuje. Jednak element zaskoczenia to tylko niewielka część tego, co sprawia, że utwór ten na długo pozostaje w pamięci; największą rolę odgrywają rytmiczne talerze, absolutnie zadziwiająca linia basu Nao oraz nieco zabawnej, funkowej gry gitar.
Utwór szósty, Unmei no Ito, to piosenka w podobnym tonie, choć nie można tego poznać po samym początku, jako ze zaczyna się piękną melodią gitary akustycznej. Wkrótce zaczyna jednak wykazywać bardziej dyskotekowe podejście, jednak nie na tyle, by przerodzić się w pełni dance’owy kawałek, bo melodia jest wolniejsza niż w poprzednim utworze. Nadal jednak te delikatne wstawki i zachwycająca lina basu pozwalają utworowi przyjemnie płynąć, po zaskoczeniu jakim był Hakai. Sakebi, już wcześniej wydany, wślizguje się potem i staje się łącznikiem pomiędzy muzycznie różniącymi się Unmei no Ito oraz ósmym kawałkiem Kasun da fuyu no mukou ni..., który zawiera pojawiające się wcześniej elementy lekkiego rocka oraz interesująco wykorzystuje zarówno syntezatory, jak i pianino.
Ostatni utwór na Shizuku posiada ten sam tytuł, co cały album. Zaczyna się dziwną linią gitar, delikatnie budowaną w trakcie trwania utworu, która pięknie narasta, by w końcu nabrać mocy w refrenie. W przeciwieństwie do pozostałych piosenek jej siła leży w grze gitar, podczas gdy sekcja rytmiczna bez wysiłku rozmywa się w tle, jedynie wspierając resztę zespołu. Wokal Isshiego dobrze wpasowuje się w imponującą atmosferę utworu, narastając wraz z instrumentami. Trwająca około pięciu i pół minuty Shizuku kończy się niespodziewanie lekką nutą, delikatnie prowadząc słuchacza z powrotem do szarej rzeczywistości.
Chociaż Shizuku jest zaskakująco krótki, bo zawiera zaledwie dziewięć utworów, nadrabia ich małą ilość jakością. Każdy kawałek dobrze współgra z kolejnym, tworząc spójny album, który jednak jest w stanie ukazać dużą różnorodność. Jedne, takie jak Utakata, mają w sobie elementy ukochanej przez Kagrrę, mieszanki tradycyjnego japońskiego brzmienia z rockiem, podczas gdy drugie zmierzają w zupełnie nowym i świeżym kierunku, czego przykładem jest Hakai. Ostatnio zespół wydaje niewiele, jednak cierpliwość fanów została wynagrodzona, gdyż znaleźli oni pocieszenie w perełce, jaką jest Shizuku.