Pierwszy pełny album girugamesha z 2006 roku.
Rok 2006 był dla girugamesha i ich fanów bardzo ekscytujący. Zespół podpisał kontrakt z wytwórnią Danger Crue, do której należy między innymi SID, i wydał swój długo oczekiwany pierwszy pełny album, 13’s reborn. To wydawnictwa ma dwie wersje, regularną z dwunastoma utworami oraz limitowaną z jedenastoma piosenkami i DVD. Ta recenzja dotyczy tej drugiej.
Utwór pierwszy, 13, to proste intro, które prowadzi do drugiej piosenki, Jarring Fly. "Jarring” (drażniący) to dobre określenie dla tego kawałka, który zdaje się nie wiedzieć, czym tak naprawdę ma być: czymś bardziej melodyjnym czy raczej nadającym się do headbangingu? Słuchacz też jest zdezorientowany, zarówno melodią, jak i wyborem tak słabego utworu na początek albumu. Na szczęście reszta 13’s reborn nie zmierza w tym kierunku.
Shadan i Mouja no Koushin są porządnymi piosenkami, czego oczekuje się od girugamesha, niestety niespecjalnie efektownymi. Te dwa kawałki zostają jednak rozłożone na łopatki przez piąty utwór, Aimai na Mikaku. W Internecie słowo "dramatyczny” pojawia się w kontekście pejoratywnym, ale w tym przypadku nabiera zupełnie innego znaczenia. Składa się na niego wspaniała, mroczna linia basu, nałożona na świetną grę gitary. Satoshi naprawdę błyszczy w tej piosence, wkłada w nią emocje, których często próżno szukać w nagraniach studyjnych. Nie trzeba być zaznajomionym z językiem japońskim, żeby wzruszyć się jego wokalem.
robust conviction,nie ma łatwo pojawiając się po Aimai na Mikaku, dlatego mądrze wybrano dla niego zupełnie inną konwencję. Jest to jeden z dwóch utworów na tym albumie napisany przez gitarzystę, Nii. Drugim jest Furubita Syashin. robust conviction jest od niego cięższy, niemalże radosny i pozytywny, ale nie traci przy tym poziomu typowego dla girugamesha. Jeśli Aimai na Mikaku sprawił, że chciało się zaszyć w kącie i zapłakać, ta piosenka poderwie cię do tańca i skakania.
Siódmy utwór, jedyna piosenka napisana przez basistę ShuU, nieco zwalnia akcję. Jak można oczekiwać, Ame to Fukoumono zawiera bardzo solidną linię basu i nieco dziwne brzmienie, niemalże przypominające heavyrockową balladę z domieszką walca. Jest bardzo interesujący do słuchania, jednakże robiłby większe wrażenie, gdyby znajdował się nieco wcześniej na albumie, bo wokal zdaje się tracić w stosunku do Aimai na Mikaku.
Album kończy się mocnym akcentem, Deceived mad pain, Makai no Yami oraz Owari to Mirai. Ten ostatni jest wyjątkowo chwytliwy, co jest niemalże zbrodnią na ciężkiej rockowej piosence.
DVD zawiera dwa krótkie nagrania z klipami muzycznym, z Owari to Mirai jako pierwszym. Scenografia jest bardzo prosta i zdaje się być nakręcona w jakimś podziemnym garażu, ale jest dobrze zrobiona i dopracowana, w przeciwieństwie do innych debiutanckich teledysków. Dzięki szybkim ujęciom i żywiołowości Satoshiego, klip ogląda się ciekawie i zdecydowanie jest dobrym debiutem zespołu w tej dziedzinie. Drugie wideo opiera się na patencie często stosowanym przez zespoły posiadające niski budżet, polegającym na puszczaniu piosenki (w tym przypadku kaisen sengen) na tle migawek z koncertów. W przeciwieństwie do wielu zespołów wykorzystujących ten trik, girugamesh przykłada wagę do tego, by muzyka pasowała do klipu, co się chwali. Jednak z drugiej strony, lepiej by było po prostu wykorzystać nagranie koncertowe niż nakładać na obraz wcześniej nagraną piosenkę.
Album zaczyna się sporym potknięciem, jako że pierwszy utwór jest najsłabszy, jednak szybko się podnosi i aż do końca tylko nabiera mocy. Jak na pierwszy album młodego zespołu, był to bardzo dobry debiut, z którym warto się zapoznać.