Niespodzianka od Fatimy.
W 2004 Fatima zmieniła niespodziewanie swój zwykły rytm wydawniczy, wypuszczając Kesenai ame / Muchi na inochi e, już drugi maksisingiel w tamtym roku! Znalazły się na nim, co prawda, tylko dwie piosenki, ale są one bezsprzecznie wysokiej jakości. Bardzo dobrze widać na ich przykładzie zmiany w brzmieniu zespołu, zarówno w muzyce, jaki i śpiewie Kanomy.
Kesenai ame stanowi świetne rozpoczęcie singla ze względu na głośne gitary i mocno zaznaczoną perkusję, zdającą się szczelnie wypełniać tło i górować nad pozostałymi instrumentami. Intro utworu zapowiada coś niezwykłego, a dalsza część piosenki nie zawodzi tej nadziei. Wprowadzany przez gitary i perkusję element chaosu, potęgowany jeszcze przez jakby zmagający się z nimi śpiew wokalisty, łagodzony jest przez powtarzającą się od czasu do czasu melodię z początku oraz gitarowe motywy. Co do słów utworu, to mogą one zadziwić tych, którzy je rozumieją, ponieważ utrzymane są w dość poważnym, melancholijnym tonie.
Drugi kawałek, Muchi na inochi e, tworzy bardzo silny kontrast w stosunku do Kesenai ame. Od razu przywołuje na myśl typową barową scenę, jak z filmu z lat 20., głównie ze względu na bluesowy klimat i dominację rytmicznej perkusji. Jest dużo spokojniejszy od poprzednika, a w głosie wokalisty słychać jakby nutkę tęsknoty, wzmacnianą przez echo dodawane pod koniec niektórych wersów. Tekst piosenki także przepełnia melancholia, ale tym razem bardziej pasuje on do melodii.
Połączenie tych dwóch piosenek wywołuje trochę dziwne, żeby nie powiedzieć schizofreniczne, wrażenie, co jednak nie wydaje się niewłaściwe. Nawet jeżeli te nowe i nieznane dźwięki nie spodobają się starym fanom zespołu, to ta płyta stanowi bardzo miłą niespodziankę i można ją szczególnie polecić nowicjuszom. Aby jednak w pełni docenić nowy styl Fatimy, którego próbkę zaprezentowano na tym singlu, trzeba posłuchać wydanego później minialbumu EXIT.