Czasem, by dostrzec prawdziwy blask gwiazd, trzeba patrzeć w niebo, stojąc na głowie.
Stargazer to druga i równocześnie ostatnia zapowiedź albumu GEMINI, który ma się ukazać 9 lutego 2011 roku. Singiel ten do sklepów trafił 10 listopada i, po naprawdę dobrym - jeśli nie najlepszym w ich dotychczasowym dorobku - Senkou, przynosi coś na kształt rozczarowania. Stargazer ma jednak dwa różne oblicza. W tej recenzji poznacie to drugie, będące swego rodzaju sprzeciwem wobec tego, jak samo Alice Nine chciało nam zaprezentować to wydawnictwo.
Najciekawszym utworem, jaki odnajdziemy na tym singlu nie jest - wbrew temu, czego moglibyśmy się spodziewać - Stargazer, tylko kończąca to wydawnictwo Karma. Piosenka ta już od pierwszych sekund uderza w nas ostrym brzmieniem gitar i szybkim tempem, które zdaje się nie zwalniać ani na chwilę. Perkusja, przy pomocy której Nao napędza ten utwór, nie cichnie ani na chwilę, a wspierana grą Sagi staje się istotną częścią wychodząc z tła, w którym często odnajdujemy sekcję rytmiczną. Równocześnie nie możemy zapomnieć tu i o gitarach, bo Tora i Hiroto wspólnie pokazują jak tworzyć mocne, ostre i pełne emocji riffy, mające w sobie moc przyciągania i bez wątpienia to wykorzystują. To, co niektórych może zaskoczyć, to głos Shou, któremu w tym utworze nie możemy nic zarzucić. Wręcz przeciwnie, kiedy melodia staję się tylko cichym tłem jego, brzmiący nieco jak płynący przez megafon, wokal nie odbiera, tylko dodaje przyjemności, jaką Karma zapewnia naszym uszom. Nie jest to jedynym, co może nas tu zaskoczyć. Rapowane refreny są bowiem czymś w brzmieniu Alice Nine nowym i, choć w innym przypadku, mogłyby być nietrafionym rozwiązaniem, tu dopełniają utwór dopisując kolejną zaletę do niemałej już ich listy, jaką niesie w sobie ten, pozostawiony na zakończenie, utwór.
Tym, co w głośnikach rozbrzmiewa, jako kolejne jest Shinkirou i na tym wydawnictwie znajduje się dokładnie w tym miejscu, w którym powinno. Utwór ten rozpoczyna, początkowo wsparty brzmieniem gitary, do którego dołączają pozostałe instrumenty, głos Shou, stając się swoistą zapowiedzią tego, co - pod względem opowiadanej historii - odnajdziemy w całej kompozycji. Tym, co przykuwa naszą uwagę, stając się przyjemnością dla naszych uszu, są gitary, które bezapelacyjnie wychodzą tu na prowadzenie. Zarówno wstawki, jak i sama solówka są po prostu świetne i nie dziwi, że to one przyciągają nas do tego utworu. Warto jednak - choć już może w nieco mniejszym stopniu - przyjrzeć się i pozostałym trzem muzykom, bo zarówno sekcja rytmiczna, jak i wokal Shou są dopełnieniem, bez którego utwór ten po prostu nie brzmiałby tak, jak powinien. Jeśli spojrzymy na tekst, o którym już tu wspominałam, na pewno nie poczujemy się zawiedzeni, bo historia niewypowiedzianych i niemożliwych do wyrażenia słów, jaką opowiada nam Shou nie jest banalna, mając w sobie coś prawdziwego, co może stać się wyrażeniem naszych własnych myśli.
Piosenka tytułowa, a więc Stargazer, to bez wątpienia najsłabsza z zawartych na tym albumie kompozycji. Dlatego, choć powinno być inaczej, to jednak poświęcę jej najmniej uwagi. Rozpoczynająca ją gra instrumentów, zdająca się zapowiadać coś apetycznego, przechodzi w wręcz jednostajny rytm perkusji, który z czasem staje się męczący. Jakby schowanym w tle gitarom, poza bardzo przyjemnym solo, brak czegoś, co przyciągnęłoby naszą uwagę i nie pozwoliło ani na moment pomyśleć o przełączeniu tego utworu na kolejny. Również wokal Shou nie jest tu czymś, co mogłoby sprawić nam niezaprzeczalną przyjemność. Choć nie jest tak, że nie ma w sobie nic, co można docenić, to jednak chwilami jego brzmienie zdaje się być zbyt wysokie i jakby "rozciągnięte”. Utwór ten, jeśli postawić by go - tak jak w tej recenzji - na końcu singla, stałby się kolejną z nieco słabszych piosenek, które często na takim miejscu odnajdujemy. Kiedy jednak staje się piosenką tytułową, może sprawić, że wiele osób zakończy słuchanie zanim pozna kolejne dwa, naprawdę warte uwagi, utwory. Nie można jednak odebrać mu jakiegokolwiek uroku, bo jeśli zapętlimy ten singiel, stworzona przez zespół historia, dzięki tej piosence, staje się kompletną i naprawdę przyjemną dla ucha całością.
Dlatego też, zanim uznacie, że Stargazer nie jest czymś, co warto mieć na swojej liście odtwarzania, choć jeden raz "stańcie na głowie” i spójrzcie na przygotowany przez Alice Nine teatr gwiazd, który może was zaskoczyć.