Relacja

Kodo - 30th ANNIVERSARY ONE EARTH TOUR 2011 w Olympii w stanie Waszyngton

02/05/2011 2011-05-02 00:05:00 JaME Autor: Jessieface Tłumacz: Gin

Kodo - 30th ANNIVERSARY ONE EARTH TOUR 2011 w Olympii w stanie Waszyngton

"Kodo” to po japońsku "bicie serca”. Oznacza bezwarunkowe oddanie i zadziwiającą precyzję pracy oraz popularyzowanie za pomocą bębnów taiko tradycyjnej kultury.


© Taro Nishita
Kodo to profesjonalna grupa bębniarzy taiko, mająca swoje początki na wyspie Sado w północnej części Japonii. Niektórzy członkowie, przed przystąpieniem do niej, należeli do innego zespołu grającego na taiko, Ondekoza - co oznacza demoniczną grupę bębniarzy - również pochodzącego z Wyspy Sado. To właśnie wielu z nich utworzyło potem Kodo. Mając to na uwadze, nie trudno było dostrzec, jak z dwóch muzyków wyrywają się na wolność nieustraszeni wojownicy, gdy ci przez cały show zaciekle uderzali w bębny.

Od 1988 roku grupa wspierała turystykę na obszarze wyspy, organizując doroczne "Święto Ziemi”, które zwykle odbywało się na wyspie Sado i trwało trzy dni. W 2011 roku Kodo udało się w trasę po Ameryce Północnej, KODO 30th ANNIVERSARY ONE EARTH TOUR 2011, świętując swoją przełomową rocznicę i odwiedzając różne miejsca w Stanach Zjednoczonych oraz Kanadzie. Później tego samego roku, od maja do lipca, dalej koncertowało po Japonii, a w czerwcu znów zawitało na swoją wyspę, zanim ruszyło znowu w trasę po zachodnich i południowych regionach kraju.

Około dziewiętnastej, 30 stycznia 2011 roku, w okolicy wejścia do Washington Performing Centre of the Arts w Olympii w stanie Waszyngton tłoczyła się miejscowa ludność. Impreza przyciągnęła w głównej mierze mieszkańców miasta: było kilka starszych osób z pobliskiego domu opieki oraz mnóstwo dzieciaków z college’u. Kiedy już wszyscy rozsiedli się wewnątrz budynku, wielu okazywało podekscytowanie. Widok był spektakularny, bez względu na to, czy siedziało się na niższych poziomach, czy wysoko na półpiętrze.

Jak tylko przyciemniono światło i na sali zapadła ciemność, oświetlenie sceniczne przybrało blady, żółtawy odcień. Cztery osoby wkradły się na scenę, zajmując pozycje, kiedy to piąta wyszła na przód i zasiadła za bębnem taiko. Muzyk zaczął uderzać w instrument, wprowadzając słuchaczy do pierwszej piosenki, Sakaki. Bębnienie w tym tradycyjnym kawałku zaaranżowanym przez Kodo było z początku delikatne, ale wkrótce przerodziło się w stabilny rytm. W międzyczasie pozostała czwórka ustawiła się w linii tuż za pierwszą osobą i zaczęła grać subtelnie, a kiedy kilku dodatkowych muzyków weszło na scenę, oświetlenie zostało rozjaśnione, by oświetlić twarze publiczności. Przez moment dało się słyszeć okrzyk, wyrażający zachwyt nad pięknem tego, co działo się na scenie. Fleciści, grający na fue, tradycyjnym japońskim bambusowym flecie, dołączyli do bębniarzy i radośnie tańczyli na deskach sceny. W tej chwili publiczność została wprawiona w trans, kiedy zahuczały taiko, dając się odczuć w całym ciele.

Pomiędzy kolejnymi partiami, kiedy przestawiano instrumenty do następnego utworu, oświetlenie gasło i publiczność pozostawała w całkowitych ciemnościach. Lekkie bębnienie towarzyszyło krzątaninie i utrzymywało uwagę osób na widowni. Chronlima, trzeci utwór tego wieczoru, przyprawił większość osób o gęsią skórkę, pozostawił wszystkich w napięciu. Kiedy wszystko zostało przygotowane, scena została oświetlona bladym żółtym światłem. Czterej członkowie Kodo uklękli z gracją, każdy przy innym zestawie bębnów. Cała czwórka wzięła do rąk bachi (pałki do gry) i zaczęła grać; znajdujący się za nimi piąty muzyk włączył się po chwili, robiąc za bas i pięknie uzupełniając lżejsze brzmienie shime-daiko oraz okedo-daiko. Lekkie bębnienie o bardziej pustym tonie naśladowało spokojny nastrój, gdy deszcz uderza o dach, podczas gdy cztery shime-daiko były bez wysiłku wznoszone były w górę i w dół. Dźwięk podróżował, czasem narastał, potem ucichał. Czwórka muzyków zdawała się prowadzić między sobą i z publicznością jakąś grę: wszyscy wydawali się tak zharmonizowani, że trudno było dopatrzeć się, kto odpowiadał za który dźwięk. Niesamowita była przede wszystkim precyzja Kodo.

Zaczynając się pośród całkowitych ciemności, sceniczne oświetlenie po raz kolejny ukazało członków Kodo, gotowych, by opowiedzieć historię, uderzając obiema rękami dzierżącymi bachi w taiko. Tym razem siedmiu muzyków uklękło wdzięcznie i zaczęło bębnić. Dźwięki zmuszały do przemyśleń i sprawiały wrażenie, jakby świat się rozpadał, kawałek po kawałku. Publiczność niemalże nie była w stanie oderwać się od tego choć na sekundę, gotując się na coś wielkiego.

Co istotne, publiczność, niemalże zaszokowana, pozostała na miejscach w trakcie krótkiej przerwy. Po niej na scenę od lewej strony weszło dwóch flecistów, by zagrać utwór Sora. Flety fue delikatnie prowadziły melodię tej kompozycji, co brzmiało niemalże nieśmiało w porównaniu z wszechpotężnymi taiko. Sora stanowiło pokazem umiejętności i wytrwałości.

O-daiko, kolejny tradycyjny utwór zaaranżowany przez Kodo, przywrócił intensywność i ukazał zadziwiającą wytrzymałość. Momenty ciszy rozchodziły się pomiędzy bębnieniem odbijającym się echem po sali, a oczy słuchaczy robiły się coraz większe. Było to niemal tak, jakby publiczność znalazła się nagle na polu bitwy i bezpośrednio jej doświadczała. Jedynym elementem tego tradycyjnego utworu był odaiko (wielki bęben) ustawiony na platformie, otoczony dziewiętnastoma latarniami stojącymi na podłodze. Dwóch członków ubranych w fundoshi wspięło się na platformę; jeden był zwrócony plecami do publiczności, drugiego nie dało się zobaczyć, gdyż przysłaniał go ogromny odaiko. W tle rozbrzmiał gong i ten odwrócony tyłem zaczął delikatnie uderzać w bęben. Brzmiało to jak kroki w ciemnościach nocy, ale wkrótce dźwięk stał się szokująco głośny, kiedy spięły się mięśnie bębniarza. Uderzając pałkami różne miejsca bębna, wydobywało się nieznacznie inne brzmienia; muzyk wykorzystywał tę technikę całkiem nieźle. Uderzał w obręcz taiko, aby wydobyć płytsze tony. Podobnie jak Sora, także i Odaiko ukazywało wytrzymałość bębniarzy, ich czystą siłę; dodatkowo w synchronizowanych przerwach dochodziły do tego nieznaczne wokale oraz wspomagające okrzyki.

Skandowanie silnymi, niskimi głosami przeciągnęło końcówkę Odaiko, przechodząc w finałowy Yatai bayashi. Oba utwory zazębiały się ze sobą całkiem nieźle. Przed platformą dostawiono trzy dodatkowe taiko, a trzech mężczyzn usiadło na scenie, obejmując nogami podstawy bębnów. Siedzieli prosto, z gracją, w rękach dzierżąc parę bachi. Potem, prostując plecy i pochylając się do tyłu, zaczęli grać – wszyscy jednocześnie. Yatai bayashi, niczym dźwięk przygotowywania się do walki, sprawił, że serca zabiły szybciej. Utwór, wspomnienie walk i ich konsekwencji, działał na emocje wszystkich i pozostawiał każdego w napięciu. Krótki utwór zagrany na flecie podsumował występ, a publiczność zgotowała muzykom owację na stojąco – dwa razy. Członkowie Kodo wyszli na moment i wrócili, by głęboko się ukłonić. Publiczność klaskała długo po tym, jak zeszli ze sceny.

Tym występem członkowie Kodo pokazało rezultaty intensywnego treningu: krew, pot i czyste oddanie zamienione w magiczny pokaz. Tego wieczoru każdy z muzyków zaprezentował publiczności ducha Wyspy Sado oraz samego Kodo.


Program:

01. Sasaki
02. Stride
03. Chonlima
04. Miyake
05. Monochrome
~Intermission~
06. Jang-gwara
07. Sora
08. Kumo no Namiji
09. Odaiko
10. Yatai Obayashi


Co więcej, w ramach świętowania trzydziestolecia grupy Kodo wydało nowy oryginalny album, Akatsuki. Wszystkie utwory na nim są nowe, w tym Honoka, upamiętniający setną rocznicę urodzin wpływowego awangardowego artysty japońskiego, Taro Okamoto.

Promocyjne wideo z trasy 30th Anniversary 2011 One Earth Tour można znaleźć na oficjalnym koncie YouTube Kodo:

REKLAMA

Powiązani artyści

Kodo © OHP
Kodo
REKLAMA