Recenzja

Merry - M.E.R.R.Y

09/07/2011 2011-07-09 00:05:00 JaME Autor: Kat K. Tłumacz: jawachu

Merry - M.E.R.R.Y

Fantastyczne połączenie elementów jazzu i rocka, którego trzeba posłuchać.

Jeżeli jest jakiś gatunek, poza rockiem, w który Japończycy radzą sobie znakomicie, jest to jazz - a Merry jest zespołem, który błyskotliwie łączy je ze sobą. M.E.R.R.Y, album studyjny z 2007 roku, jest tego celebracją.

Forma zespołu na tym albumie robi wrażenie. Główny wokalista, Gara, ma rozpoznawalne i kontrolowane brzmienie; radzi sobie bardzo dobrze z vibrato, ale potrafi także wykonywać wdzięcznie każdą nutę. W odróżnieniu od innych znanych wokalistów, jest trochę zawodzenia w jego śpiewie. Kiedykolwiek wrzeszczy, jak w Coq d'or Mama, uważa, żeby nie przesadzić i ostrożnie rozmieszcza te głośne wybuchy. Dwaj gitarzyści i basista produkują solidne riffy, które na pewno będą naśladowane przez ambitnych fanów, a Nero wywija pałeczkami za trzech.

Pierwszy dźwięk M.E.R.R.Y jest dramatycznym werblem jak z żołnierskiego marszu na defiladzie - kawałek jest trafnie nazwany M.E.R.R.Y MARCH. Potem muzyka nagle zaczyna przeskakiwać, jak ze zdartej płyty, i wybucha zasilanym rock and rollem jazzowym scatem, dając słuchaczowi przedsmak tego, co nadchodzi. Piosenka zbiega się w pojedynczym dźwięku i przechodzi w następny utwór. Reszta albumu zachowuje schemat spójnego rytmu i chwytliwych gitarowych zagrywek, ale większość kompozycji ma wystarczająco unikalny posmak, by intrygować. Jednym z takich godnych uwagi utworów jest Seinen himitsu kurabu, kawałek zdominowany przez bas i perkusję, pełen ciężkich i zniekształconych dźwięków. Z kolei Last Snow zawiera dodatek lekkiej melodii chóru, co stanowi duży kontrast. Będziesz przy tym co najmniej tańczył w fotelu.

Gdyby każdy kawałek był owcą, to Hi no dechou, machikado tsunderera ~2-ban home hen~ byłby czarną. Zmiana melodii w porównaniu do poprzedzających utworów wydaje się być nieco drastyczna, ale stanowi odświeżającą przerwę od niektórych bardziej monotonnych dźwięków. Powraca wyraźniejsze jazzowe brzmienie i, z powodu akordeonowego i mandolinowego akompaniamentu, wydaje się, jakby zespół ustawił się obok włoskiego cyrku. Można prawie że zobaczyć podobnego do Pierrota klowna potykającego się na ulicy do niezwykłego rytmu. Niezbyt pasuje do reszty albumu jako całości i może być trudny do przyjęcia dla osób, które nie są entuzjastycznymi fanami Merry, ale prawdopodobnie najlepiej podkreśla eksperymentalne talenty zespołu.

W Saihate no Parade i Coq d'or Mama Merry robi kolejny krok naprzód, wykorzystując rollercoaster agresywnego hałasu i finezyjnie opakowane melodyjne bluesowe harmonie. Splot tych dwóch skrajności łatwo można było przekombinować, ale muzykom udało się tego uniknąć. Każdy, kto lubi headbanging, niewątpliwie pokocha te dwa kawałki. Do regularnej wersji, tylko z płytą CD, dołączono bonus zatytułowany Poezy, stanowiący rzeczywiście przyjemny dodatek. Jest to utwór zabawny, kampowy, pełen rock and rolla z lat 60-tych, a chórki pomagają uwypuklić ten wpływ. Nie bardzo pasuje do charakteru całego albumu, dlatego zapewne został dodany gratisowo, ale z pewnością nie jest to coś, co można pominąć.

Ogólnie rzecz biorąc na M.E.R.R.Y zespół zachował swoją reputację jako pionierska grupa złożona z niezwykłych i fantastycznych muzyków. Są tu jeden czy dwa utwory nie warte odnotowania, ale są też takie, które wyjątkowo zasługują na uwagę. Jeżeli dopiero poznajesz zespół, jest to zdecydowanie wspaniały wybór, by posłuchać jednych z najlepszych kompozycji Merry, a jeżeli jesteś fanem, już wiesz, że musisz mieć tę płytę.
REKLAMA

Powiązani artyści

Powiązane wydawnictwa

Album CD 2007-11-07 2007-11-07
MERRY
REKLAMA