Wywiad

Globalizacja visual kei: Biznesowa strona visual kei - fragmenty wywiadów

24/07/2011 2011-07-24 00:05:00 JaME Autor: Meg Pfeifle (Phelan) Tłumacz: Gin

Globalizacja visual kei: Biznesowa strona visual kei - fragmenty wywiadów

W ósmej odsłonie serii "Globalizacja visual kei” JaME przeprowadziło wywiady z kilkoma przedstawicielami prasy i przemysłu muzycznego, by dowiedzieć się więcej o biznesowej stronie visual kei.


© Lydia Michalitsianos
Gdy robiłam badania do tej serii artykułów, by zapewnić całościowe spojrzenie na scenę visual kei, przyszło mi pracować z różnymi organizacjami – od konwentów anime po magazyny, a także organizatorami koncertów z całego świata. Poniżej znajdują się fragmenty przeprowadzonych przeze mnie wywiadów.


Anime NEXT


Anime NEXT to konwent anime, którego pierwsza edycja odbyła się w New Jersey w 2002 roku. Impreza ta stopniowo się rozrastała, by w 2010 roku cieszyć się publicznością liczącą 8000 osób. Organizatorzy Anime NEXT, na którym często gościły japońskie zespoły visual kei, uprzejmie udzielili nam wywiadem, aby powiedzieć nam, jak wygląda ten świat z ich punktu widzenia.


Jak wygląda frekwencja na imprezach visual kei na Anime NEXT? Jak się to się zmieniało przez lata?

Anime NEXT: Nasze statystyki, jeśli chodzi o frekwencję, dla każdego z zespołów są bardzo dobre, chociaż grupy visual kei publiczność odbiera nieco inaczej.

Jak organizatorzy Anime NEXT wybierają zespoły visual kei, które chcieliby u siebie gościć?

Anime NEXT: Anime NEXT nigdy nie próbuje dać się zaszufladkować jako sprowadzające tylko jeden typ zespołów. Ciągle staramy się znaleźć coś wielkiego - czy to scena visual kei, czy każda inna – po prostu staramy się dostarczyć uczestnikom najlepsze zespoły, jakie tylko możemy.

Kto jest w głównej mierze odpowiedzialny za finansowanie podróży oraz innych wydatków zespołu?

Anime NEXT: My jesteśmy za to głównie odpowiedzialni.

Z punktu widzenia Anime NEXT, jak visual kei wpasowuje się w klimaty konwentów i anime?

Anime NEXT: Wielu naszych uczestników żywo interesuje się różnorakimi aspektami kultury japońskiej oraz jest fanami sceny visual kei, podczas gdy inni uwielbiają poznawać nowe rzeczy związane z Japonią. Sprowadzając zespół visual kei, zapewniamy różnorodną ofertę, naświetlamy ludziom nowe aspekty kultury japońskiej.

Czy chcielibyście się czymś jeszcze z nami podzielić na koniec?

Anime NEXT: Oczywiście. Powiedzcie wszystkim waszym fanom, że tym razem nasze serca i najszczersze życzenia kierujemy ku ludziom z Japonii i uważamy, że nam się poszczęściło, iż stamtąd przybywają do nas zespoły i goście. Ach, tak… Jeśli będziecie w okolicy Somerset w New Jersey w dniach 10-12 czerwca, przyjdźcie na naszą imprezę*. To NOWA GENERACJA konwentów anime.

*W tym roku gościem Anime NEXT był zespół visual kei Mix Speaker's,Inc. - przyp. aut.

*****


Cameron Scholes


Wielu zachodnich fanów, którzy zapoznali się z visual kei na początku tego millenium, znali nazwisko Camerona Scholesa. Właściciel strony “Glam Japan” oraz niedawno zamkniętego magazynu poświęconego visual kei “BLUSH” pomógł wypchnąć visual kei poza granice Japonii, nie tylko wchodząc w kontakt z fanami za pośrednictwem Internetu, ale także prowadząc sprzedaż trudno dostępnych towarów m.in. poprzez eBay.


Dla zagranicznych fanów visual kei byłeś pionierem na początku tego millenium. Czy możesz opisać, jacy byli fani visual kei w tym czasie?

Cameron: W 2000 roku nie było w świecie wirtualnym obcokrajowców na tej scenie, poza może Jennifer, która prowadziła stronę “Bonjour Honey”. Ona, co prawda, była zainteresowana tylko kilkoma wybranymi grupami w przeciwieństwie do mnie, jako że ja miałem miał szerokie zainteresowania i ciekawił mnie każdy zespół, którego członkowie używali szminek. W tym czasie Internet był jeszcze w powijakach i nie istniały strony internetowe zespołów. Były oczywiście publikacje, działający od dawna “SHOXX“, krótko aktywny “V-Shot“ oraz inne czasopisma profesjonalne, ale wszystkie po japońsku. Jedynym, co zmieniło się przez te osiem lat, to przypływ zainteresowania za strony zagranicznych fanów. Cała filozofia visual kei w Japonii pozostała bez zmian.

Możesz nam opowiedzieć o magazynie “BLUSH”? Czemu postanowiłeś go stworzyć? Łatwo było zdobywać wywiady i relacje z koncertów?

Cameron: Dzięki scenie visual kei indies w 2000 roku nieoczekiwanie wpadłem na coś fantastycznego. W momencie, kiedy zacząłem chodzić na koncerty, od razu wiedziałem, że ta scena wzbudzi zainteresowanie poza Japonią. Ale to było 2000 rok. Miałem stronę, jedyną poza "Bonjour Honey", która przyciągała mnóstwo uwagi. Ale czułem, że było (oczywiście) dużo więcej do zrobienia. Poszedłem do wydawnictwa Draculina Publishing, małego biura w Stanach zajmującego się wydawaniem magazynów profesjonalnych. Łatwo mi to przyszło, jako że prowadziłem dla niego przez lata odnoszący sukces magazyn profesjonalny, więc kiedy opowiedziałem o pomyśle na “BLUSH”, nietrudno było dostać zielone światło na pierwszy numer. Przeprowadziłem kilka wywiadów, ale nie uważałem ich za istotne w tym czasie, jako że nic, co mogliby powiedzieć członkowie zespołów, nie miałoby większego związku z ludźmi spoza Japonii; obcokrajowcami, którzy nie znają tej sceny, systemu, klubów, nie wspominając już o tym, jak specyficzni są ci muzycy. Zamiast tego zdecydowałem się na artykuły o zespołach, relacje z koncertów i recenzje płyt lub taśm demo, bo to pozwalało mi na jednej stronie upchnąć tak dużo nazw grup albo zdjęć, jak to tylko możliwe. Były to informacje niezbędne, by dokonać wprowadzenia w tę scenę i sprawić, aby obcokrajowcy jak najszybciej byli na bieżąco z tym, co się w tej chwili na niej działo.

Na ile dobrze magazyn “BLUSH” prosperował? Dlaczego na dobre zakręciłeś kurek i nie próbowałeś na nowo podjąć tego pomysłu po latach?

Cameron: “BLUSH” radził sobie kiepsko. Tak kiepsko, że Draculina Publishing zakręciła kurek już po drugim numerze. Bardzo chciałem się nie zgodzić z wydawcą, ale miał on w jednym rację. Powiedział: “Siła muzyki, szczególnie tej indies, nie przekłada się jednoznacznie na liczbę fanów, tak jak powiedzmy jakiś gatunek filmowy na liczbę fanów filmu” i miał rację. Gdyby fani visual kei natrafili dziś na moje fanowskie magazyny, zapewne by ich nie kupili, bo zespoły, płyty, taśmy demo i relacje z koncertów byłyby już dawno przeterminowane i nieistotne, biorąc pod uwagę obecną scenę. Muzyka i zespoły często tracą na znaczeniu wraz z upływem czasu, nie tak jak film. Fanów horroru wciąż przytaczają filmy z lat 70-tych, typu “Teksańska masakra piłą mechaniczną” jako jedne z ulubionych, mimo że na rynku pojawiły się nowsze, dużo bardziej brutalne i krwawe tytuły. Filmy zapisują się w ich historii na dłużej, niż to się dzieje w przypadku fanów muzyki. Znaczy, jak wiele wytapirowanych zespołów z lat 80-tych wciąż jest dziś na topie, wznawia swoje albumy i sprzedaje miliony kopii?

W latach, które nastąpiły po “BLUSH”, coraz więcej obcokrajowców interesowało się japońską sceną indies, zakładając coraz więcej stron i internetowych tablic informacyjnych. Do tego czasu robienie czegoś takiego było jakby przygotowywaniem gruntu pod moją działalność. Dlatego pozwoliłem “nowym fanom“ nieść kaganek, kiedy ja przeniosłem się na ziemię obiecaną visual kei. Zaprawdę była to ziemia obiecana, a był nią eBay. Z magazynów czy stron fanowskich nie było pieniędzy, ale z tego była kupa kasy, ze sprzedaży visual kei na eBayu pieniędzy było na pęczki. Nikt inny tego nie robił w tym czasie. CD Japan jeszcze nie istniał, Closet Child podobnie, a zespoły visual kei w ogóle nie myślały o sprzedaży zagranicznej. To było idealne. Adekwatne do definicji dziewiczych terytoriów, a ja mogłem spijać śmietankę. A robiąc to, nadal mogłem promować visual kei, poznawać nowych fanów i przyjaciół, a jednocześnie napychać kieszenie zwitkami banknotów. To był szalony czas, póki nie opuściłem Japonii w grudniu 2008 roku. No i myślę, że zrobiłem więcej dla visual kei sprzedając na eBayu, niż dokonałbym prowadząc magazyn. Dosłownie dostarczałem ludziom muzykę, nie tylko słowa i obrazy. Brzmi to pretensjonalnie, ale staram się być szczery.

Niestety… impreza dobiegła końca, jak i wszystko inne. Visual kei na eBayu umarł śmiercią naturalną około końca 2009 roku, ściąganie zastąpiło kosztowne zagraniczne “zamówienia pocztowe” (oraz eBay), a masa blogów i stron internetowych zmieniło magazyny fanowskie w kasety magnetofonowe. Rzeczywistość jest taka, że visual kei nigdy nie rozwinie się na tyle, by wesprzeć swego rodzaju promocyjnego imperium, jakie fani nadbudowali wokół niego.

Nathan Reaven z Hear Japan napisał list otwarty do fanów, w którym w skrócie mówił o tym, że ściąganie “zabija szansę zespołów visual kei na zdobycie popularności zagranicą”. Zgadzasz się z tym czy uważasz, że jest coś więcej do dodania w tej kwestii?

Cameron: Oczywiście, że się zgadzam, ale ściąganie jest złem koniecznym, ponieważ nowinki technologiczne w Internecie przyciągają publiczność visual kei. Po pierwsze nie mówimy o fandomie jako osobach posiadających dochód netto. Ogólnie rzecz biorąc, mówimy o nastolatkach i dwudziestokilkulatkach. Są to ludzie z ograniczonym budżetem, a scena visual kei za każdym razem napełnia się nowymi zespołami, które zalewają ją maksisinglami, minialbumami, wydawnictwami w stylu A & B, płytami DVD, specjalnymi wydaniami, płytami sprzedawanymi tylko na koncertach itd.

Jeśli oczekujesz, że fani visual kei z obsesją na jego punkcie po prostu usiądą i będą “grać fair”, to chyba kurde śnisz. Fani visual kei będą wyzyskiwać tę scenę tak długo, jak będą mogli, ponieważ to dla nich jedyny sposób, by nadążyć za muzyką. A nawet jeśli to wykończy tę scenę na poziomie zagranicy, to wzruszą tylko ramionami i powiedzą: “Cholera. Fajnie było, jak to jeszcze trwało”. Taka jest ludzka natura i żaden “list otwarty do fanów” nie spotka się ze specjalnym odzewem. To szlachetny, ale niezmiennie bezsensowny i kiepski gest kogoś, kto powinien lepiej się przyjrzeć rzeczywistości i ludzkiej naturze.

Co sądzisz o zmianach ilości fanów tej sceny?

Cameron: Bycie zagranicznym fanem visual kei przypomina posiadanie chłopaka albo dziewczyny przez Internet. Jak długo taki związek potrwa, kiedy minie pierwsze zauroczenie? Dla tych, którzy żyją w Japonii, visual kei jest najlepszą sceną, w którą mogą się zaangażować. Masz ją na wyciągnięcie ręki 24 godziny na dobę i jeśli tylko na to pozwolisz, stanie się twoim stylem życia. Jest tak duża i angażująca. Ale poza Japonią fanów ogranicza to, co mogą zrobić i jak głęboko mogą się zaangażować. Nie mogą chodzić do fantastycznych sklepów płytowych i przekopywać się przez tony materiału, nie mogą chodzić na fajne koncerty każdego dnia tygodnia, nie mogą uczęszczać na spotkania z zespołem, nie dostaną świetnych materiałów promocyjnych, nie mogą mieć japońskich przyjaciół z kręgu visual kei i, co najważniejsze (i najsmutniejsze), nie mogą “przeżywać” tej sceny tak, jak to robią japońscy fani. Zagraniczni fani są w większości zmuszeni, by obserwować, jak rozwija się ta scena, na monitorach swoich komputerów. Znajdują się więc visualkeiowi nowicjusze, którzy po prostu mają dość siedzenia przed monitorami i dochodzą do wniosku: zapomnij, to szalone. Wszystko się dzieje w Japonii, a ja nie mogę w tym aktywnie brać udziału. Potem pojawia się brak zainteresowania i w końcu porzucenie całej sceny. Większość zagranicznych fanów visual kei może sobie tylko pooglądać wystawy zza szyby. Nigdy nie będą w stanie wejść do sklepu. To w końcu po pewnym czasie musi cię zmęczyć.

Czemu sądzisz, że visual kei nadal jest subkulturą, mimo że jako styl muzyczny uległ globalizacji? Myślisz, że jest jakaś szansa, żeby go wydźwignąć z podziemia?

Cameron: Visual kei charakteryzują dwa czynniki, które nigdy nie pozwolą mu stać się mainstreamem w sensie globalnym: brak wykorzystania języka angielskiego oraz szerokie wykorzystanie makijażu i mody przyporządkowanej do płci. Pomijając opinie fanów visualu, dla przeciętnego słuchacza rocka (tego wielkiego światowego rynku) członkowie zespołów visual kei jawią się jako poubierani jak dziewczyny i geje. I nie ważne czy to prawda, czy nie. Taka jest pierwsza reakcja przeciętnego fana muzyki rockowej, 99% z nich będzie całkowicie zniechęconych przez z te elementy glamu, bez względu na to, jak interesująca może być muzyka. Jeśli więc przeciętny słuchacz rocka z dowolnego miejsca na świecie nie może poradzić sobie z kwestią makijażu i mody, a ogólnie rzecz biorąc nie poradzi sobie, to koniec, nie ma szans na powodzenie! I właśnie dlatego visual kei jest dziś w takim a nie innym położeniu. Przez ponad dekadę starałem się wprowadzić licznych przyjaciół w visual kei, wkręcić w to tych, którzy interesują się rockiem i metalem, a skutek był generalnie taki sam. Glam i “androgyniczna prezencja” zniechęcały ich, bez względu na to, jak fajna i ciężka była muzyka. Starałem się nawet najpierw puszczać muzykę, żeby to podłapali. Udawało się… a wtedy pokazywałem im, jak oni wyglądają, a ich odrzucało z okrzykiem: “Co do cholery?!”. I w tym momencie płyta robiła wypad z odtwarzacza w samochodzie.

*****

Kohaku Music


Kohaku Music to rozrastająca się organizacja promocyjna, która ściąga zespoły visual kei do Europy Wschodniej.


W przeciągu ostatnich lat to Rosja i Europa Wschodnia stały się popularnymi miejscami, do których zjeżdżały na występy zespoły visual kei. Jak myślicie, czemu?

Kohaku: Fani z Europy Zachodniej dostawali swoją porcją japońskiego visual kei, podczas gdy fani z większości krajów nadbałtyckich oraz Europy Wschodniej mogli tylko o tym marzyć, zanim pojawiło się Kohaku Music. Sprowadziliśmy po raz pierwszy zespoły visual kei na Białoruś, do Bułgarii, Chorwacji, Czech, Estonii, Grecji, Łotwy, Litwy, Rumunii, Serbii, Słowacji, Słowenii i Ukrainy. Rosja zawsze była otwarta na rzeczy nowe i nietypowe.

Jak decydujecie o tym, z jakimi zespołami chcecie pracować i gdzie wystąpią (chodzi zarówno o kraj, jak i o miasto)?

Kohaku: Udaję, że jestem osiemnastoletnią fanką jrocka i chodzę na wiele koncertów, zanim podejmę decyzję. A potem udaję, że jestem Aleksandrem Wielkim i studiuję mapy razem z generałem od tras. Żartuję!

Mimo że zagraniczne występy odbywają się regularnie, czy odnotowaliście niższą frekwencję na koncertach? Co z artystami, którzy powtórnie przyjeżdżają z trasą lub dają kilka koncertów w tym samym mieście?

Kohaku: Frekwencja na koncertach jest różna w zależności od różnych czynników, jak na przykład sławy artysty czy ceny biletów. Jednakże powtórna trasa/występ opłaca się tylko wtedy, gdy poprzednia zakończyła się całkowitym sukcesem.

Mieliście jakieś koncerty, które okazały się kompletną finansową porażką? Co mogło to spowodować?

Kohaku: Zaplanowaliśmy cztery koncerty w czterech miejscach w Rumunii, co było swego rodzaju próbą i nie przyniosło pozytywnych efektów. Starania zespołu i organizatora mogą okazać się daremne.

Dlaczego zespoły występują raczej samodzielnie w lokalach, a nie jak w Ameryce na konwentach anime?

Kohaku: Mieliśmy kilka zespołów, które wystąpiły na konwentach anime, jednak duże trasy organizowane przez Kohaku Music zwykle się nie pokrywają z terminami konwentów. Po za tym, gdy zespół występuje w lokalu, może zaprezentować ten styl większej ilości ludzi, nie tylko fanom anime.

Jaki był wasz najbardziej udany koncert i dlaczego?

Kohaku: Za najbardziej udane wydarzenie uważam pierwszy koncert w Bukareszcie 14 maja 2010 roku. Nie dlatego, że mieliśmy największą publiczność czy najlepszy występ, ale dlatego, że wtedy narodziło się Kohaku Music.

Czy jest coś, czym na koniec chcielibyście się z nami podzielić?

Kohaku: Podążajcie za Kohaku Music Tours i szerzcie miłość do Japonii!

*****


"ASKEW Magazine"


"ASKEW Magazine", obecnie zawieszony, był jednym z anglojęzycznych magazynów o visual kei i japońskiej muzyce. W okresie świetności miał sporo czytelników i zapewniał świetne materiały po angielsku fanom chcącym poczytać o tym gatunku muzycznym.


W 2001 roku światło dzienne pierwszy magazyn o visual kei, "BLUSH". Przez następne dziesięć lat, pojawiły się tylko trzy następne. Jak myślicie, czemu anglojęzycznym magazynom nie udaje się zdobyć popularności, a fani kupują japońskie magazyny?

ASKEW: Magazyny są drogie i ciężkie w utrzymaniu. Trudno też znaleźć ekipę, która zna się na rzeczy i można jej wierzyć. Jako takie, angielskie magazyny o visual kei jakością nie dorównują japońskim, dlatego też fani kupują właśnie te drugie.

Dlaczego "ASKEW" w końcu przestał się ukazywać?

ASKEW: Dużą rolę odegrał brak funduszy i problemy z ekipą, ponieważ te trudności wywierały wpływ na organizację w każdy możliwy sposób. Do tego doszła jeszcze recesja na rynku. Jak to ujął jeden z moich przyjaciół: "Punkowcy nie płacą rachunków”.

Ciężko było wejść na rynek z magazynem, który jest skierowany do bardzo specyficznego odbiorcy?

ASKEW: Z niszowymi produktami zawsze ciężko wejść na rynek, ponieważ nisza nie zawsze spełnia twoje oczekiwania i jest w stanie wesprzeć twój produkt.

Czy w prowadzeniu magazynu było coś, co wywoływało frustrację?

ASKEW: Często zdarzało się, że wywiady były odwoływane, bo wytwórnia nagle "zmieniła zdanie”. Wytwórni mówią co robić i z kim pracować różne osoby prywatne albo firmy, co zwykle jest dobre dla ich własnego interesu, ale nie bierze się przy tym pod uwagę interesu zespołu. Te działania są krzywdzące i rujnują szansę na wypromowanie na i tak niewielkim rynku.

Czy zachodnie firmy zajmujące się visual kei (organizatorzy, magazyny i in.) mogłyby się czegoś nauczyć od japońskich?

ASKEW: Problemem większości zachodnich firm jest to, że nie wyważają one odpowiednio pomysłu na japoński i zachodni biznes; zbyt wiele firm jest prowadzonych w zachodnim stylu i w rezultacie nieoczekiwanie niszczy większość japońskiego przemysłu. Firmy po obu stronach powinny się lepiej dostosować, żeby tak się nie działo. Każdy, kto stara się robić interesy w innym kraju, powinien nie tylko nauczyć się zwyczajów lokalnego biznesu, ale także języka i kultury, zanim zacznie działać.

Doświadczyłeś jakiś trudności, pracując z japońskimi firmami?

ASKEW: Doświadczyłem trudności zarówno w pracy z japońskimi, jak i amerykańskimi firmami. Największe problemy wychodziły od amerykańskich firm, które chciały prowadzić biznes metodą zastraszenia. Inne problemy związane były zarówno z japońską, jak i zagraniczną ekipą w japońskich firmach, która nie zadała sobie trudu zrozumienia naszego rynku i tego, jak on działa. Jeśli nie doświadczyłeś osobiście, jak działa twój rynek, raczej nie powinieneś być autorytetem. Z artystami nie miałem kłopotów, ponieważ oni najlepiej potrafią się dostosować. Jednak nie wszystkie japońskie firmy są takie i nawet artyści poświęcają czas, by nauczyć się, jak pracować zagranicą (na przykład X JAPAN).

Gdybyś mógł przekazać fanom tylko jedną rzecz, co by to było?

ASKEW: Wspierajcie artystów, chodźcie na nich koncerty, kupujcie ich płyty i gadżety. Teraz, bardziej niż kiedykolwiek, artyści potrzebują waszego wsparcia, nawet coś tak prostego jak okazanie wsparcia w serwisach społecznościowych (Facebooku, Twitterze i in.), jest dla nich wielką zachętą. Czytają i słuchają, co do nich mówicie i biorą sobie wasze słowa do serca. Proszę, wspierajcie ich nadal.

Czy jest coś, czym na koniec chciałbyś się z nami podzielić?

ASKEW: Jeśli udacie się do Japonii, by zobaczyć artystów, pamiętajcie, że wasze działania mają wpływ na wszystkich. Reprezentujecie swój kraj, gdy idziecie na koncert, dlatego proszę, zadbajcie, by zrobić dobre wrażenie!

*****

JRock NL


JRock NL to organizacja non-profit, która sprowadza zespoły visual kei do Holandii. W przeszłości zorganizowała kilka imprez, które zakończyły się sukcesem ku zachwytowi europejskich i rodzimych fanów.


Gdzie JRock NL głównie działa?

JRock NL: Obecnie mamy przerwę, ale JRock NL organizuje głównie koncerty w Holandii, współpracując z międzynarodowymi agencjami zajmującymi się trasami. Mamy na koncie również dwa konwenty i trasę.

Jak decydujecie o tym, z jakimi zespołami chcecie pracować i gdzie wystąpią (chodzi zarówno o kraj, jak i o miasto)?

JRock NL: Jeśli chodzi o miasta, zwykle wybieramy Utrecht, ponieważ jest on położony w centrum kraju i łatwo się do niego dostać za pomocą transportu publicznego (a młodzi ludzie w większości korzystają z transportu publicznego). Kilka razy organizowaliśmy koncerty w Amstelveen niedaleko Amsterdamu, ale to tylko dlatego, że inne lokalizacje były zajęte albo były za małe dla czterystu osób.
Jesteśmy organizacją non-profit, więc dążymy do zorganizowania imprezy i nie mamy z tego żadnych zysków. Jako że musimy unikać większego ryzyka, gdy otrzymujemy ofertę, sprawdzamy, jaką popularnością dany artysta cieszy się w naszym kraju, by dowiedzieć się, czy to się uda.

Mimo że zagraniczne występy odbywają się regularnie, czy odnotowaliście niższą frekwencję na koncertach? Co z artystami, którzy powtórnie przyjeżdżają z trasą lub dają kilka koncertów w tym samym mieście?

JRock NL: Na małe zespoły przychodzi mniej ludzi. Przykład grup występujących w tym samym okresie: kiedy robiliśmy Plastic Tree pojawiło się mniej osób, niż się spodziewaliśmy, bo DIR EN GREY występował w tym samym tygodniu. Ludzie z klubów tu, w Holandii, nie chcieli nam wierzyć, gdy mówiliśmy: “to zły czas, bo taki a taki zespół tu występuje”, ale kiedy rozdaje się ulotki Plastic Tree na koncercie DIR EN GREYa, a fani ci powtarzają, że: “nie będzie ich stać na kolejną wycieczkę” albo że “nie dadzą rady kupić drugiego biletu w tym tygodniu”, trudno nie dać temu wiary.

Koncerty z udziałem wielu zespołów przynoszą więcej czy mniej zysku?

JRock NL: Mieliśmy taki tylko raz, ale na dobrych warunkach. Powiedziałbym, że przynoszą mniej zysku, bo masz DUŻO więcej wydatków, a po osiągnięciu pewnej sumy ludzie nie będą chcieli zapłacić więcej.

Jaki był wasz najbardziej udany koncert i dlaczego?

JRock NL: Pierwszy holenderski koncert MIYAVIego, najlepiej się sprzedawał.

Gdybyście mogli przekazać fanom tylko jedną rzecz, co by to było?

JRock NL: Proszę, wspierajcie japońską scenę muzyczną przez uczestniczenie w koncertach i nabywanie oryginalnych płyt.

*****

Tainted Reality


Tainted Reality to firma działająca na wielu płaszczyznach, założona w Pensylwanii. Jej właściciel, Roger, eksperymentował z wieloma pomysłami, od sprowadzania zespołów, przez prowadzenie strony z wywiadami i publikacjami na temat visual kei, programu radiowego (co obecnie zarzucono), po jego najnowszą ambicję, wideo.


Miałeś jakieś koncerty, które okazały się kompletną finansową porażką? Co mogło to spowodować?

Roger: Miałem dwa takie. Pierwszy był właściwie w okresie szczytowego zainteresowania tą sceną w 2007, podczas trasy The Candy Spooky Theater. Spodziewaliśmy się, że zrobimy na tym pieniądze, jako że wszystkie dotychczasowe przystanki ściągały sto lub więcej osób. Wtedy z powodu, którego do tej pory nie rozumiem, na koncercie pojawiło się tylko trzydzieści pięć osób. Niektórzy mówili: “Cóż, to dlatego, że za 4 dni będzie Jrock Revolution”. Uwierzyłbym w to w Los Angeles, ale to było w Baltimore! Nie było opcji, żeby wszyscy zainteresowani jrockiem przemierzyli 50 mil, żeby być na J-Rev. Dlatego, ponieważ koncert zwrócił się w tak niewielkim stopniu, sam musiałem pokryć połowę kosztów.

Drugim była ostatnia trasa GPKISM. Wysoka frekwencja to nie jest coś, czym cieszyliśmy się w przeszłości, więc tę trasę zrobiłem bardzo oszczędnie. Zaplanowałem to tak, że musieliśmy zarobić, nawet przy małej frekwencji. Jednak Matka Natura dała nam w kość. W noc koncertu w Filadelfii szalała zamieć i zmieniła to, co miało być największym koncertem na trasie, we frekwencję rzędu stu jeden osób. To zmusiło nas też do odwołania występu na Florydzie. Ale co było najbardziej do dupy, to to, że musieliśmy przebukować nasze loty tak, by udać się bezpośrednio do Chicago, nie na Florydę. To kosztowało nas 200 dolarów na głowę, a było nas sześcioro! Mogliśmy zarobić, ale Bóg powiedział “Nie”.

Czy odnotowałeś niższą frekwencję na koncertach artystów, którzy powtórnie przyjeżdżają z trasą lub dają kilka koncertów w tym samym mieście? Jak myślisz, dlaczego tak się dzieje?

Roger: Oczywiście. Od tras BLOOD w latach 2008-2009 odnotowaliśmy coraz niższą frekwencję na każdym koncercie poza San Antonio, czasem do stu osób. Dla mnie to było szokujące, ponieważ było to określane jako (i taka była tego intencja i cel w tym czasie) jako finałowa trasa BLOOD. Przerażające było patrzeć, jak liczby spadają na łeb na szyję. Jeszcze gorzej wypadały trasy od tej BLOOD/GPKISM z 2009 do GPKISM/Seileen z 2010 roku. Na niektórych przystankach mieliśmy tylko jedną trzecią tego, co w poprzednich latach.

Na co można narzekać, a co przynosi przyjemność podczas organizowania imprez?

Roger: Planowanie imprez jest upierdliwe. (śmiech) Szczególnie tras po klubach. Konwenty anime nie są takie złe, mniej stresujące, ale trasy po salach koncertowych przyprawiają o agonię. Jeśli nie masz nawiązanych pewnych stosunków z lokalem, ciężko ci będzie przez to przebrnąć. Przy rezerwowaniu chcą brać zespoły, które znają oraz mogą sprzedać i zazwyczaj nie chcą skorzystać z okazji… szczególnie, jeśli idzie o grupkę chłopaków, którzy nie mówią po angielsku, których nie zna nikt z ich znajomych, a którzy przyciągną głownie dzieciarnię. To właśnie nasza największa wada. Nasi fani są za młodzi, żeby kupować alkohol, a z tego te kluby robią największe pieniądze. Jeśli nasz zespół nie przyciąga ludzi do baru, to nas nie chcą… A żaden z naszych zespołów nigdy nie przejdzie. Po ostatniej trasie klub powiedział nam, że nie możemy razem prowadzić interesów, bo bar splajtował. I przez splajtował mam na myśli… Nawet jak wyszedłem na scenę powiedzieć fanom, jaka jest sytuacja, błagając ich, by kupili cokolwiek (chociażby Colę)… bar zarobił 35 dolarów.

Po Zenkaicon planowaliśmy trasę Rose Noire, ale z powodu naszej niezdolności do zapewnienia barom dochodu oraz ówczesnej wytwórni zajmującej się mniejszymi zespołami rockowymi w Stanach niemal nikt nie był nami zainteresowany. Potem okazyjnie powtarzała się sytuacja z tym, że “zespół nie jest zadowolony ze swojego inżyniera dźwięku”. (śmiech)

Jeśli chodzi o przyjemności, to masy ludzi cieszące się występem. Wiele ludzi oczarowanych zespołem - to niesamowite i wspaniale satysfakcjonujące. Nie dbałbym tak o pieniądze, tak długo jak byliby ludzie, którzy kochają dany zespół. Zacząłbym się przejmować pieniędzmi, gdyby mój portfel świecił pustkami, kiedy próbowałbym kupić jedzenie. (śmiech)

Co sądzisz o tym, żeby visual kei stało się globalne, zamiast pozostać sceną undergroundową w Japonii?

Roger: Może być globalne, ale wciąż jest postrzegane jako głównie japońska działka, no i wciąż jest to bardzo odmienna kultura. Poza Japonią visual kei nie cieszy się wysoką sprzedażą płyt ani frekwencją na koncertach, tak jak to ma miejsce w Japonii. Kilka razy zdarzyło się tak, że japoński zespół odwołał trasę po Stanach na rzecz występów w Japonii. Mówił, że na polu globalnym nie sprzeda swojego minimum. Fani visual kei są na niemal każdym kontynencie… nie sądzę jednak, by było ich wielu. Co więcej, zespołowi visual kei poza Japonią trudno jest poradzić sobie z łatką visual kei. Podczas gdy artyści spod znaku visual z pewnością istnieją poza Japonią (Bowie, KISS, Slipknot i każdy inny zespół blackmetalowy), grupy z metką visual kei z pewnością nie radzą sobie tak dobrze jak ich japońska brać. Niektóre zespoły visual kei powstałe w Ameryce skarżyły mi się na fanów, mówiąc, że często żartuje się z nich, iż nie są japońscy. Więc chociaż to się podoba na świecie, myślę, że to upodobanie jest ograniczone i wciąż postrzegane jako tylko japońskie.

Jako że visual kei stopniowo zyskuje globalną akceptację, myślisz, ze mógłby być bardziej akceptowany w Japonii? Dlaczego?

Roger: Nie. Weźmy na przykład zespół Bush. Został zaszufladkowany jako grupa grająca muzykę z lat 90-tych. Ma na koncie jedne z największych przebojów ostatnich dwudziestu lat, jak Comedown czy Glycerine. Możesz wrzucić którąkolwiek z tych piosenek i sądzisz, że większość osób rozpozna chociaż refren, co nie? Cóż, nie w jego rodzimym kraju, Wielkiej Brytanii. Sprzedał ponad 10 milionów płyt w Stanach, ale w Brytanii z trudem można uznać, że odniósł sukces. Są setki historii podobnych do tej, co sprawia, że zaczynam wierzyć, że na każdy rynek trzeba sobie zapracować.

Czy jest coś, czym na koniec chciałbyś się z nami podzielić?

Roger: Naprawdę martwi mnie przyszłość tej sceny w Ameryce. Odnotowałem mniejszą frekwencję na koncertach, mniejsze zainteresowanie audycjami radiowymi, mniejszy nacisk na społeczności, a wiele organizacji jrock i visual kei, które uformowały się przez ostatnie parę lat, upadło. Fani porzucają te scenę stadami, wielu na rzecz koreańskiego popu. Nie mogę ich zupełnie winić, ponieważ od 2008 do 2010 roku większość muzyki była zdecydowanie kiepska. Jednakże były zespoły, które naprawdę weszły do gry w ostatnich latach, jak Versailles, D i DEATHGAZE, które wydały kilka zachwycających płyt. Nie wiem, czy to nie musztarda po obiedzie, ale obawiam się o przyszłość visual kei w Ameryce, bo jeśli fani nie będą pojawiać się na koncertach, zespoły nie będą tu więcej przyjeżdżać.

Przypis autora: Po tym wywiadzie Roger ujawnił, że Rose Noire odbyło trasę po Zenkaicon. Koncert w Baltimore odniósł sukces, ale na ten w Nowym Jorku przyszło ledwie trzydzieści sześć osób, co kosztowało Tainted Reality setki dolarów, które zainwestowali w trasę.

*****

Jhouserock Entertainment


Jhouserock to odnoszący sukces amerykański organizator wywodzący się ze stanu Georgia. Była to pierwsza organizacja, która sprowadziła zespoły visual kei do Ameryki i z sukcesem kontynuuje swoje działalnia i już od niemal dekady dostarcza fanom wspaniałych wspomnień, organizując wspaniałe koncerty.


Co pierwotnie zachęciło Jhouserock do sprowadzenia zespołów visual kei do Stanów?

Jhouserock: To było tak dawno, że niemal zapomniałem, jak zaczynaliśmy tę sprawę z jrockiem! Harry i ja mieliśmy okazję towarzyszyć Sophie [pracującej przy A-Konie), była ona wielką fanką DuelJewel, gotową ściągnąć zespół, by zagrał w Teksasie. Po występie Harry poznał całkiem nieźle perkusistę VALa, więc kiedy zawitał do Tokio, robili wspólne wypady i rozmawiali o visual kei.

Czemu Jhouserock współpracuje z konwentami anime, pomagając sprowadzać zespoły visual kei?

Jhouserock: Te całe konwenty anime dotyczą w dużej mierze wszystkiego, co związane jest z Japonią, więc zespoły kei po prostu się w to wliczają. Dodatkowo zespoły visual kei są powiązane z anime poprzez openingi i endingi, które tworzą.

Jhouserock miał swój wkład w trasę Rockstar Taste of Chaos w 2008 roku. Jak to się stało? Co myślicie o takiej trasie, w której uczestniczą różni muzycy z różnych krajów?

Jhouserock: Gdy zajmowaliśmy się promocją DIR EN GREYa w 2006 roku, spotkaliśmy wiele ludzi z amerykańskiego przemysłu muzycznego, bo w tym kierunku zespół chciał się rozwijać. DIR EN GREY wywołał spore zamieszanie swoim pojawieniem się na SXSW oraz wygraniem nagrody "Headbangers Ball" MTV2 dla najlepszego wideo. Gdy w 2008 roku wciąż mówiło się o "japońskich zespołach rockowych”, my pracowaliśmy z organizatorem Taste of Chaos i wymyśliliśmy kilka zespołów, które dobrze pasowałyby na tę trasę!

Jhouserock często wykorzystuje VIP-owskie wejściówki na imprezy na konwentach anime. Odnotowaliście wahania w ich sprzedaży w ostatnich latach w porównaniu z okresem, kiedy dopiero zaczynaliście je wprowadzać?

Jhouserock: Wprowadziliśmy bilety VIP-owskie głównie dlatego, żeby zniechęcić fanów do czekania w kolejkach godzinami. Bez tego czekaliby cały dzień, a to [w przeszłości] powodowało problemy w kwestii ochrony. Sprzedaż biletów VIP-owskich waha się w zależności od popularności zespołu. Zawsze w sprzedaży na konwentach jest ich limitowana ilość i od zespołu zależy, jak szybko się wyprzedadzą.

Jak często występy i trasy niepowiązane z konwentami anime przynoszą zysk? Co przynosi większy: trasy czy pojedyncze występy?

Jhouserock: Dużo trudniej zrobić pieniądze na występach/trasach niepowiązanych z konwentami anime, ponieważ wydatki przytłaczają. Musimy trzymać się budżetu, bo inaczej szybko wymknie się spod kontroli! Zazwyczaj trasy są bardziej opłacalne niż pojedyncze występy.

Mówi się, że główny zysk artystów nie pochodzi ze sprzedaży płyt, a gadżetów. Jak ostatnio zmieniła się ich sprzedaż? Spadła czy wzrosła?

Jhouserock: W 80% przypadków wyprzedajemy wszystkie gadżety zespołu. Nie robimy nadprodukcji tych rzeczy, nie prosimy też, by zespoły zwoziły tony gadżetów. To po to, żeby uprościć sprawę.

Na co można narzekać, a co przynosi przyjemność podczas organizowania imprez?

Jhouserock: Najbardziej uskarżać można się na to, i zdarza się to niemal cały czas, że konwenty nie zapewniają nam tego, co obiecały zapewnić. Słyszeliśmy wszystkie możliwe wymówki, ale to w końcu Jhouserock Entertainment jest odpowiedzialny za to, by wszystko doszło do skutku, by zespół był zadowolony i chciał wrócić w przyszłości.

Jak oceniacie z perspektywy przemysłu, czy mały zespół visual kei odniesie sukces?

Jhouserock: W głównej mierze poprzez sprzedaż płyt na koncertach, sprzedaż gadżetów oraz frekwencję. Jeśli zespół trafi na okładkę lub zorganizuje samodzielny koncert w Japonii, może to oznaczać, ze robi się popularny, co przekłada się na wyższą sprzedaż i możliwość przejścia na major. Dodatkowo ostatnimi czasy liczba wejść na youtube może być wskaźnikiem.

Czy jest coś, czym na koniec chcielibyście się z nami podzielić?

Jhouserock: Przez lata docieraliśmy do wielu miast, tych małych i tych dużych, poprzez tę stronę naszego biznesu związaną z anime. Ponieważ Ameryka jest duża, wielu fanów visual kei mieszka w mniejszych miastach i nie może podróżować, by zobaczyć swoje ulubione zespoły, co jest naprawdę przykre.

*****

A-Kon


A-Kon to pierwszy konwent anime, w ramach którego odbyła się impreza visual kei w Stanach Zjednoczonych i który nadal dobrze się rozwija. Każdego roku zaprasza różnych gości związanych z anime i muzyką, a ci, którzy uczestniczyli, są zadowoleni i chcą wrócić.


Jaki był dla organizatorów A-Konu najbardziej udany koncert visual kei i dlaczego?

A-Kon: Ciężko wybrać jeden konkretny, ale trzy wyróżniają się z różnych powodów. Pierwszym było pojawienie się Psycho le Cému, będącego pierwszym zespołem major visual kei, który gościł na naszym konwencie. Pokazał nie tylko, że w Teksasie jest znaczne zainteresowanie takimi występami, ale też to, że A-Kon jest dobrze przygotowany, by zapewnić takim grupom lokal i publiczność, na jaką zasłużyły. Drugim był rok, w którym LM.C odwołał swój występ na miesiąc przed imprezą, co mogło być katastrofalne w skutkach. Jednak udało nam się zarezerwować ALSDEAD, mając tylko kilka tygodni w zapasie, i wciąż byliśmy w stanie zapewnić naszym uczestnikom wysokiej jakości występ, który ukazał prawdziwego ducha A-Konu, a dodatkowo zacząć współpracę z tym, co dziś nazywa się Babel Entertainment. I trzecim oczywiście był zeszły rok, kiedy mieliśmy zaszczyt przyczynić się do wznowienia działalności jednego z największych zespołów, prekursora i inspiracji dla wielu grup visual kei, grającej progresywny metal SEIKIMY-II. Dodatkowo miałem okazję dać szansę jednemu z moich ulubionych zespołów, Inugami Circus-dan, na przyjechanie do Ameryki i wystąpienie tutaj przed fanami.

Jak wygląda frekwencja na imprezach visual kei na A-Konie? Czy przez lata były jakieś wahania?

A-Kon: Ciężko ocenić, jako że koncerty nie były czysto visualkeiowe i, w przeciwieństwie do wielu konwentów, nie mamy panelu visual kei, ale cały video room poświęcony japońskiej muzyce. Wiem, że przez ostatnie dwa lata wypełnialiśmy po brzegi nasze lokale, co oznacza średnio trzy tysiące osób.

W jaki sposób organizatorzy A-Konu decydują, które zespoły visual kei chcieliby gościć?

A-Kon: Różne czynniki wpływają na nasze decyzje, zwykle kierujemy się popularnością zespołu, w oparciu o to, jak często pojawia się na różnych stronach w sieci i tym, czy ma, czy też nie, mocny fandom w Ameryce. Bierzemy też pod uwagę jego brzmienie i to, czy przypadnie do gustu publiczności na konwencie, jak również ludziom spoza fandomu konwentowego/visual kei.

Kto jest w głównej mierze odpowiedzialny za finansowanie podróży oraz innych wydatków zespołu?

A-Kon: Konwent zazwyczaj pokrywa koszty podróży, zakwaterowanie i wyżywienia, tak jak to robimy dla gości konwentu. Również koszty związane z występem, takie jak profesjonalne oświetlenie i systemy dźwiękowe.

Czy A-Kon zawsze zawiera z zespołem kontrakt na występ tylko na konwencie bez dodatkowych koncertów poza nim?

A-Kon: Nie, nie bezpośrednio. Jednakże A-Kon jest zainteresowany zawieraniem kontraktów na koncerty, które odbędą się wyłącznie na naszym konwencie, albo kiedy pierwszy występ w Stanach będzie u nas.

Z punktu widzenia A-Konu, jak visual kei wpasowuje się w ducha anime i konwentów?

A-Kon: A-Kon zawsze wierzył w dostarczanie dodatkowych atrakcji w programie, które nie są bezpośrednio związane z anime, ale należy do zainteresowań naszych uczestników, jak nasz panel o pisarzach sci-fi albo nasze wspaniałe imprezy poświęcone grom, a także dodanie steampunku do panelu o programowaniu i mini ball do panelu o lalkach, oraz wprowadzenie dziesięć lat temu video roomu poświęconego japońskiej muzyce. Visual kei pasuje do poczucia więzi i bycia rodziną, w które A-Kon od dawna wierzył - wiemy, że fani się tam stawią, bo będzie tam krzyżował się fandom anime i jrocka; co więcej, dajemy im coś, dla czego warto tam być.

Czy napotkaliście jakieś utrudnienia czy komplikacje ze strony japońskich firm visual kei?

A-Kon: Zawsze jest możliwość napotkania utrudnień i komplikacji, gdy pracuje się z jakąkolwiek firmą. Najgorszym problemem, jaki napotkaliśmy jako konwent, było odwołanie przez wytwórnię występu LM.C z racji panującej świńskiej grypy, na miesiąc przed konwentem.

Odkąd się tym zajmujecie, nauczyliście czegoś Japończyków albo sami się o nich czegoś dowiedzieliście w związku z udanym zarządzaniem imprezami?

A-Kon: Oczywiście, każdego roku, kiedy zderzają się różne kultury, zdarzają się nowe okazje, by obie strony się czegoś nauczyły. Bardzo trudno określić, czego dokładnie oni albo my się dowiedzieliśmy. To są różne rzeczy, od tych najmniejszych, jak zapewnienie wyraźnie oznaczonych koszy na śmieci na backstage’u, do działania japońskiej polityki odnośnie robienia zdjęć, zaaranżowania miejsca do składania autografów oraz lokalu na koncert.

Czy jest coś, czym na koniec chcielibyście się z nami podzielić?

A-Kon: Tylko to, że było to wspaniałe i pozytywne doświadczenie móc spełniać nie tylko marzenia japońskich zespołów o występie w Ameryce, ale także fanów, którzy marzyli o zobaczeniu ich na żywo. Będziemy dalej pracować, by dawać naszym uczestnikom to co najlepsze.


W następnym tygodniu...


Dołącz do nas w następnym tygodniu, kiedy będziemy poznawać świat glam rocka, visual kei oraz artystów zainspirowanych visualem z całego świata.


JaME pragnie podziękować każdej firmie i osobom, które zgodziły się na przeprowadzenie wywiadów, za to, że mogła powstać ta część serii artykułów "Globalizacja visual kei".
REKLAMA

Globalizacja visual kei - seria artykułów

Globalizacja visual kei: Polscy fani visual kei © Lydia Michalitsianos & Set

Felieton

Globalizacja visual kei: Polscy fani visual kei

W dodatkowej, czternastej części serii "Globalizacja visual kei" przyjrzymy się polskim fanom tego nurtu i zbadamy, na ile prawdziwy jest funkcjonujący na ich temat stereotyp.

Globalizacja visual kei: Wyniki międzynarodowej ankiety na temat globalizacji visual kei © Lydia Michalitsianos

Felieton

Globalizacja visual kei: Wyniki międzynarodowej ankiety na temat globalizacji visual kei

W ostatniej odsłonie internetowej serii artykułów "Globalizacja visual kei" ujawnimy wyniki międzynarodowej ankiety, która została przeprowadzona w marcu b.r. i objęła 88 krajów oraz 6384 fanów.

Globalizacja visual kei: Teraźniejszość i przyszłość visual kei © Lydia Michalitsianos

Felieton

Globalizacja visual kei: Teraźniejszość i przyszłość visual kei

W dwunastej odsłonie "Globalizacja visual kei" krótko podsumujemy serię i podyskutujemy o teraźniejszości oraz przyszłości stylu visual kei.

Globalizacja visual kei: Wywiad z Kiwamu ze Starwave Records © Lydia Michalitsianos

Wywiad

Globalizacja visual kei: Wywiad z Kiwamu ze Starwave Records

W jedenastej części serii “Globalizacja visual kei” JaME przeprowadziło wywiad z Kiwamu, właścicielem Starwave Records i gitarzystą BLOOD, na temat jego przemyśleń dotyczących sceny visual kei od przeszłości do teraz.

Globalizacja visual kei: Rynek zagraniczny © Lydia Michalitsianos

Felieton

Globalizacja visual kei: Rynek zagraniczny

W dziesiątej części serii artykułów o globalizacji visual kei sprawdzimy, jak ten rynek rozwija się w erze cyfrowej i jak wygląda marketing zagraniczny.

Globalizacja visual kei: Badając styl visual © Lydia Michalitsianos

Felieton

Globalizacja visual kei: Badając styl visual

W dziewiątej części serii "Globalizacja visual kei" zajmiemy się zgłębianiem visual kei oraz jego powiązań z visualowymi artystami z całego świata.

Globalizacja visual kei: Biznesowa strona visual kei - fragmenty wywiadów © Lydia Michalitsianos

Wywiad

Globalizacja visual kei: Biznesowa strona visual kei - fragmenty wywiadów

W ósmej odsłonie serii "Globalizacja visual kei” JaME przeprowadziło wywiady z kilkoma przedstawicielami prasy i przemysłu muzycznego, by dowiedzieć się więcej o biznesowej stronie visual kei.

Globalizacja visual kei: Visual kei i anime © Lydia Michalitsianos

Felieton

Globalizacja visual kei: Visual kei i anime

W siódmej części/odsłonie serii artykułów "Globalizacja visual kei" zbadamy powiązania visual kei z anime oraz aktywność zespołów należących do tego stylu na konwentach anime.

Globalizacja visual kei: Fragmenty wywiadów z muzykami © Lydia Michalitsianos

Wywiad

Globalizacja visual kei: Fragmenty wywiadów z muzykami

W szóstym odcinku serii artykułów "Globalizacja visual kei" JaME prezentuje doświadczenia muzyków, którzy albo byli członkami zespołów visual kei, albo zetknęli się z tą sceną w inny sposób.

Globalizacja visual kei: Rozkwit visual kei - Europa, Oceania i Azja Wschodnia © Lydia Michalitsianos

Felieton

Globalizacja visual kei: Rozkwit visual kei - Europa, Oceania i Azja Wschodnia

W piątej części serii artykułów "Globalizacja visual kei" JaME prześledzi historię visual kei w Europie, Oceanii oraz Azji Wschodniej.

Globalizacja visual kei: Wywiad z Jimim Aomą © Lydia Michalitsianos

Felieton

Globalizacja visual kei: Wywiad z Jimim Aomą

W czwartym odcinku internetowej serii “Globalizacja visual kei” JaME miało możliwość przeprowadzenia wywiadu z Jimim Aomą, z którym dyskutowaliśmy o scenie visual kei, fanach i jego osobistych doświadczeniach.

Globalizacja visual kei: Rozkwit visual kei - Ameryka Północna i Południowa © Lydia Michalitsianos

Felieton

Globalizacja visual kei: Rozkwit visual kei - Ameryka Północna i Południowa

W trzecim odcinku serii artykułów "Globalizacja visual kei" JaME śledzi historię visual kei w Ameryce Północnej i Południowej.

Globalizacja visual kei: Kulisy visual kei © Lydia Michalitsianos

Felieton

Globalizacja visual kei: Kulisy visual kei

Dołącz do nas w drugiej części serii artykułów "Globalizacja visual kei", w której JaME bada kulisy tej sceny i niektóre z błędnych mniemań dotyczących visual kei.

Globalizacja visual kei: wprowadzenie do serii artykułów © Lydia Michalitsianos

Felieton

Globalizacja visual kei: wprowadzenie do serii artykułów

Seria artykułów "Globalizacja visual kei" zabierze fanów i badaczy w trzynastotygodniową podróż umożliwiającą poznanie visual kei - od zewnątrz i od środka.

Globalizacja visual kei: Badanie opinii fanów - Dziękujemy! © Lydia Michalitsianos

Wiadomość

Globalizacja visual kei: Badanie opinii fanów - Dziękujemy!

JaME pragnie podziękować wszystkim fanom biorącym udział w naszym projekcie "Globalizacja visual kei: Badanie opinii fanów" i tym, którzy promowali go wśród swoich znajomych i rodziny - szczerze doceniamy Wasze wsparcie.

Globalizacja visual kei: Badanie opinii fanów © Lydia Michalitsianos

Felieton

Globalizacja visual kei: Badanie opinii fanów

JaME przeprowadza badanie, by poznać opinie fanów o tym, jak wygląda scena visual kei na skalę globalną oraz jak można ją ulepszyć. Głosujcie!

REKLAMA