Recenzja

BLOOD - Lost Sky

17/12/2011 2011-12-17 00:01:00 JaME Autor: d Tłumacz: Tsuki

BLOOD - Lost Sky

W 2009 roku ta znana j-gotycka formacja rozpadła się, pozostawiając za sobą raczej zróżnicowane "Lost Sky".

Album CD

Lost Sky

BLOOD

Dosyć rozsławiony za oceanem jgotycki zespół BLOOD zdecydował się w 2009 roku przerwać działalność. W ramach ostatecznego pożegnania, formacja stworzyła swój ostatni album Lost Sky. Wydawnictwo to składa się z oryginalnych utworów oraz remiksów w wykonaniu artystów, którzy stanowili dla grupy inspirację. I chociaż zawarcie remiksów jest zdecydowanie odważnym krokiem ze strony Kiwamu, ujawniając jednocześnie po raz kolejny jego wolę wspierania swojego ulubionego gatunku, to czy owe dodatki były odpowiednie na ostatni - jak się wydawało - album BLOOD?

Utworem otwierającym jest najbardziej uznane Lost Sky. Zespół zdawał się pokładać wielką ufność w tę konkretną piosenkę – coś częściowo uzasadnionego, ponieważ Lost Sky z powodzeniem łączy nostalgiczne brzmienie BLOOD z jego najnowszym przemysłowym stylem. Linie melodyczne gitar jak zwykle kapitalnie się wybijają, podczas gdy charakterystyczny wokal Fu-kiego zdradza, że jest on jeszcze u szczytu swoich możliwości. Natomiast nie jest to piosenka, która zostanie w pamięci ze względu na oryginalność. Jej znajomy nastrój czyni z niej ukłon w stronę starszych fanów, ale oczywisty brak nowych elementów w jej strukturze sprawia, że staje się nieco przewidywalna, biorąc pod uwagę, że następuje tu po sobie siedem remiksów identycznych wokali i linii gitar.

Captured rozpoczyna się brutalnym, dudniącym uderzeniem. Podczas gdy utwór nie zrywa ze starymi standardami, cyfrowe elementy melodii oraz rytm są podkręcone na maksa. Owa hybryda stylu BLOOD w pełni zawiera się w piosence Nothing. Dzięki rozszalałym rytmom techno oraz mnogości elementów EMB, utwór zachowuje niepowtarzalne visualowe upodobania w kwestii wokalu. Ten visualowy efekt jest jednak powstrzymywany poprzez powtarzający się refren o elektronicznym brzmieniu oraz delikatne klawiszowe dodatki.

Pierwsze sekundy Absolute brzmią niczym walka o rozgrzanie niewspółpracującej kosiarki. Pomimo niefortunnie nisko brzmiącego dudnienia automatu perkusyjnego, utwór jest raczej czarujący dzięki obecności osobliwych, etnicznych melodii, doprawiających ten inspirowany industrialem kawałek. Następny utwór, Orboro, jest wolniejszy. Gdybyśmy wzięli pod rozwagę nowy styl BLOOD, kawałek ten byłby główną balladą albumu. W istocie rytm jest wolniejszy, a kobiece szepty splatają się z melodyjnym tenorem Fu-kiego, chociaż w trakcie tempo staje się brutalniejsze. Prosta oraz krótka, instrumentalna kompozycja, lakonicznie nazwana The End, zaznacza koniec oryginalnych kompozycji na albumie Lost Sky.

Pierwsze ogniwo w długim łańcuchu remiksów Lost Sky, autorstwa kolegi BLOOD z wytwórni, Noir du'Soleil, okazuje się niespodziewanie najmocniejszym. Tempo jest znaczne spokojniejsze niż oryginał, ukazując w ten sposób znaczący liryzm i złośliwie imponującą, cyfrową atmosferę. Niewątpliwie zespół uporał się ze przekonstruowaniem piosenki w unikalny utwór bez angażowania w niego nazbyt dezorientujących i niepotrzebnych elektronicznych przekształceń. Następny kawałek to raczej nierobiący wrażenia sawDUST in me remix, który chwali się niewiarygodną liczbą standardowych beatów, jeden po drugim, wprowadzając minimum innych elementów.

W Losy Sky (marlee remix) wyraźnie odznaczają się dwa tempa - szybkie oraz szybsze. Dlatego też czas jego trwania, który wynosi prawie sześć minut, wydaje się być oksymoronem. Jest to jasno uzasadnione poprzez niekończące się zapętlenia, co w rezultacie okazuje się czymś mogącym przynależeć do głośnej muzyki klubowej, lecz niestety słabo nadaje się na domową rozrywkę. Spectrum-X oferuje nam solidny remiks poprzez dodanie palety orzeźwiających, upiornych dźwięków. Shiv-r zaserwowało słuchaczem więcej niż godziwy kawałek poprzez użycie typowych cyfrowych dźwięków, utrzymując prostą, lecz nastrojową kompozycję.

W następny remiksie Lost Sky autorstwa Mizuhiego mistyczne echa dominują w tym dotychczas boleśnie znajomym utworze. Niestety, gdy pojawia się refren degeneruje się on na powrót do typowego elektronicznego beatu; mimo że delikatne echa pojawiają się okazjonalnie, najzwyczajniej nie tłumaczą one jego długości. Nie czekając ani chwili dłużej, jako następny wkracza remiks Broken Lullaby, za co powinniśmy być wdzięczni Echostream. Niczym subtelne dzwonienie pochodzące z pozytywki, ten cudowny kawałek oferuje upragnioną przerwę od narastającej klubowej atmosfery.

Crimson (Tragic Black remix) jest standardowym utworem elektro, który nie oferuje wielu nowości. Tuż przed ostatecznym utworem 'nieproszony gość' zaserwował jedną z najbardziej zachwycających przeróbek: BLOOD (Univited Guest remix). Ten utwór posiada kompozycję, która jest miękka i bogata jak aksamit, z głosami żeńskim i męskim w harmonii z gitarą Kiwamu, dodającej niezbędnej żywotności wokalnym wzlotom i upadkom. Ostatni utwór, d.T.M.H (Virgins O.R. Piegeons remix), to z pewnością najcięższym rockowy kawałek na tej płycie. Być może nie jest to najrozważniejszy wybór, jednak wraz z nadejściem końca pozostawia po sobie silny posmak.

Czy album Lost Sky - w zamierzeniu ostatnie wydawnictwo BLOOD - stanowi dobre podsumowanie twórczości zespołu? Pytanie to nie miało istotnego znaczenia dla wiernych fanów. Dał on im okazję do powspominania oraz czerpania przyjemności z gry muzyków, z niektórych bardziej niż z pozostałych. I chociaż BLOOD w 2009 roku zostało oficjalnie rozwiązane, nadal pozostawało w sercach fanów; najbardziej udane fragmenty grupy zostały włączone w nowy projekt Kiwamu, GPKISM. Zawsze też pozostawała możliwość wypicia drinka w mniej niebiańskim heavymetalowym barze Fu-kiego, MiDiAN.
REKLAMA

Powiązani artyści

Powiązane wydawnictwa

Album CD 2009-01-28 2009-01-28
BLOOD
REKLAMA