Ulotka rozdawana uczestnikom
Bad Noise! Fes informowała, że impreza rozpocznie się o 13:00, a zakończy finałowym DJ-skim setem dziewięć godzin później, o 22:30. Wyobrażenie sobie zatem tego wydarzenia jako muzycznego testu na wytrzymałość byłoby zatem zupełnie zrozumiałą reakcją, ale zdecydowanie nieprawidłową, jeżeli wręcz nie niemądrą decyzją. Mnogość DJ-ów i wykonawców - z których każdy prezentował własny unikalny styl - sprawiały, że wszystko brzmiało albo zdecydowanie świeżo, albo niepokornie głośno, albo stanowiło pogodną mieszankę obydwu.
Na drugim piętrze Clubu ASIA, usytuowanego rzut kamieniem od klubów O-Group, około tuzina DJ-ów na zmianę prezentowało swoje sety, zabawiając tych, którzy poszukiwali nowych muzycznych doświadczeń. Oprócz stanowisk DJ-ów znajdowały się tam również dwa bary z drinkami, dokładnie obłożone promocyjnymi ulotkami. Na przeciwko baru została umieszczona mniejsza scena, przeznaczona dla tych wykonawców, którzy nie potrzebują zbyt wielu instrumentów. Występujący tego dnia artyści grali na przemian na pierwszym i drugim pietrze, a większość fanów trzymała się tego rozkładu.
Electric Eel Shock
Zespół rozpoczynający
Electric Eel Shock był bez wątpienia od pierwszych sekund szokujący i w całości elektryzujący jak wymieniony w jego nazwie węgorz. Perkusista
Tomoharu “Gian” Ito spędził większość czasu na scenie ubrany wyłącznie w absurdalnie długą skarpetkę na pewnej części ciała (wskazówka: to nie był jego mały palec), a swój urok wspierał uderzeniami w perkusję, trzymając po dwie pałeczki w każdym ręku. Gitarzysta
Akihito Morimoto starał się jak mógł, by dopasować się do panującego szaleństwa, gryząc czasami swoją gitarę oraz wypowiadając ulubione angielskie słowo "bastard". Basista
Kazuto Maekawa był zdecydowanie najbardziej zdystansowany z całej trójki, ale grupa sama w sobie bez wątpienia dostarczała odpowiedniej porcji metalowej energii i świetnie nadawała się na zespół otwierający.
Sunset Drive
Następny pojawił się
Sunset Drive, w którego skład wchodził obcokrajowiec i odpowiednio do tego zespół prezentował zdecydowanie bardziej zachodnie brzmienie. Basisto-wokalista, śpiewający po angielsku i mówiący po japońsku, prowadził grupę przez ten stopniowo rozpędzający się występ, podczas którego piosenki oraz nastrój rywalizowały ze sobą przez ponad pół godziny. Wypowiedziana w połowie koncertu prośba o wspomożenie organizacji
Peace Boat zdecydowanie się opłaciła, jako że pod koniec wieczoru puszka znajdująca się obok stoiska z gadżetami wypełniła się po brzegi.
Red Bacteria Vacuum
Następnie na scenie pojawiło się dziewczęce trio
Red Bacteria Vacuum, przynosząc ze sobą ogromny baner z nazwą zespołu. Następnie kontynuowały to akceptowane brawurowe zachowanie krótkim, umiarkowanie seksownym tańcem w rytm intra. Intro oraz taniec przeszły łagodnie w wybuch wrzaskliwego szaleństwa z radością przyjmowanego przez publiczność, kiedy wokalistka
IKUM! zdecydowała się na powiedzenie po angielsku słowa: "Enjoy!”. A tłum dokładnie to robił.
POP CHOCOLAT
Na pierwszy rzut oka zespół
POP CHOCOLAT idealnie pasował do swojej nazwy. Trzy panie pojawiły się na scenie w pasujących do siebie kostiumach, zaopatrzone w kolorowe pierścienie, które zdawały się jarzyć w światłach reflektorów. Mimo to ich brzmienie nie było ani popowe, ani czekoladowe, ani nie przypominało żadnego z konwencjonalnych gatunków. Dobrym słowem na opisanie ich muzyki mogłoby być "eteryczny", co w połączeniu z wizerunkiem scenicznym grupy stanowiło moment wytchnienia wśród dominującego do tej pory rocka, jeśli nie po prostu udane show samo w sobie.
MOLICE
Na ostatnich okładkach albumów wokalistka
MOLICE,
Rinko, ma skierowany bezpośrednio w kamerę wzrok, w którym łączą się intensywność i determinacja. Dzisiaj także artystka nieprzerwanie przez ponad pół minuty patrzyła w jeden punkt, podczas gdy na zespół spływało rażące czerwone światło reflektorów. Nagła eksplozja dźwięków wytrąciła publiczność z tej hipnozy. Pomimo bycia stosunkowo nową grupą,
MOLICE wstrząsnęła sceną swoim niezwykle dopracowanym brzmieniem - z ukłonem w stronę perkusisty
Takashiego
Koyamy - dając po prostu przykład tego, jak głośno i jak ciężko artyści powinni grać.
DadaD
Członkowie
DadaD siedzieli zrelaksowani na przystawionych krzesłach obok znajdującej się na górze scenie DJ-ów. Wokalistka
Kate założyła parę kolczyków przypominających paprykę jalapeno, co nadawało jej ostrego wyglądu, pasującego do barwy jej głosu. Wokalistka, razem z dźwiękowcem
Shige oraz trzecim muzykiem, dała łagodny, akustyczny występ. Presja, jeśli w ogóle była jakakolwiek, by najnowsza piosenka formacji pojawiła się w nadawanych w całym kraju reklamach, dziś nie istniała.
Natccu
Jako następna na dolnej scenie wystąpiła piosenkarka i autorka piosenek
Natccu, przyprowadzając ze sobą zespół wspierający oraz starą przyjaciółkę, perkusistkę
Miyoko Yamaguchi, która wystąpiła w późniejszej części imprezy. W czasie swojego koncertu
Natccu cały czas była zajęta, śpiewając, grając na gitarze oraz obsługując syntezator. Okazjonalnie dwujęzyczna artystka, która dorobiła się fanów po obu stronach Pacyfiku, pozwoliła sobie na kilka żartów podczas MC, zabawiając publiczność zarówno muzyką, jak i poczuciem humoru.
Royal Cabaret
Zespół z taką nazwą i prezencją sceniczną jak
Royal Cabaret aż krzyczał, że jest visual kei. Wokalistka
miyu, przyodziana w suknię ślubną, a także jej rodacy z grupy ubrani w kostiumy w podobnym stylu, występowali nawet w pierwszej połowie tego roku z
Kozim z
Malice Mizer. Jednak tym razem, pojawiając się na górnej scenie, by zagrać akustyczny set, grupa wybrała nieco inny kierunek i rozpoczęła występ robiącym wrażenie coverem
I Want Candy, pochodzącego z lat 60-tych utworu, który rozsławiła dwadzieścia lat później formacja
Bow Wow Wow. Pozostałą część koncertu wypełniały zwyczajowe piosenki zespołu, bez wysiłku urzekające brzmieniem perkusji tych, którzy zdecydowali się ich wysłuchać.
THE ANDS
Jako następni na dolnej scenie zagrali członkowie
THE ANDS i, jak na grupę istniejącą dopiero miesiąc, ich występ dorównywał koncertom weteranów. Wokalisto-gitarzysta
Naofumi Isogai zdawał się martwić tym, że tylko kilka osób przyjdzie, by ich posłuchać - rzeczywiście, publiczność była nieliczna - ale to może się zmienić po pełnym energii koncercie tego wieczoru. Brzmienie zespołu, nawiązujące do brytyjskiego rocka z lat 60-tych i alternatywy z lat 90-tych, było w pewnych momentach nostalgiczne, ale nigdy nie przestało być zajmujące. Grupa jak na razie wydała jeden minialbum, ale na listopad zaplanowała już nowe EP.
Omodaka
Następnym zespołem grającym na piętrze była
Omodaka. Grupa, znana z krzykliwego wizerunku scenicznego, a także ze zdominowanych przez różne urządzenia partii instrumentalnych, tego wieczoru nie zrobiła wyjątku, występując z towarzyszeniem licznych monitorów oraz obfitością innego ekwipunku znajdującego się za zamaskowanymi muzykami. Tym razem można było usłyszeć materiał z klasycznej gry "Dig-Dug", wymieszany z unikalnymi i dziwacznymi wizualnymi elementami oraz syntezatorowym brzmieniem, stanowiącym charakterystyczną cechę
Omodaki - wszystko wykonywano lub miksowano na bieżąco. To była uczta dla uszu i przyjemność dla oczu.
Yoko Yazawa
Yoko Yazawa, która niedawno wydała pierwszy album, weszła na scenę z energią i widocznym wsparciem fanów przynależnymi doświadczonemu wykonawcy. Najstarsza córka rockowej legendy
Eikichiego
Yazawy może pod względem stylu nie poszła w ślady ojca, ale - biorąc pod uwagę zademonstrowaną tej nocy umiejętność kierowania publicznością oraz spójne rockowe brzmienie jej muzyki - z pewnością co najmniej sprawiła, że jest z niej dumny.
(M)otocompo
(M)otocompo był tego wieczoru ostatnim wykonawcą na górnym piętrze i, prawdopodobnie, najbardziej zautomatyzowanym. Nie stanowi to bynajmniej obrazy; raczej oznacza to, że członkowie grupy od początku ruszali się, funkcjonowali i porozumiewali jak zmechanizowany kwartet, wydobywając z syntezatorów i padów dźwięki z precyzją ramienia linii montażowej. Pokazali jednak nieco swej ludzkiej strony podczas MC - udowadniając przynajmniej, że potrafią mówić - ale ich artystyczny występ oraz robiące wrażenie elektroniczne kompozycje złożyły się na niezłe show.
detroit7
Ostatni występ wieczoru należał do
detroit7. I tak, to miejsce mu się należało. Połączenie znakomitej perkusistki
Miyoko Yamaguchi - wróciła! - gitarzysto-wokalistki
Tomomi Nabany i basisty
Nobuakiego
Kotajimy sprawiło, że przez ponad godzinę non stop rozbrzmiewał głośny rock. By być dokładnym, nie chodzi o to, że wszystkie piosenki brzmiały tak samo. Przez cały set, łącznie z bisem - stosownie jedynym podczas tej imprezy - nie został utracony nawet gram energii.
detroit7 to zespół, który zna swoją publiczność, swój cel oraz najprawdopodobniej sposób, jak go osiągnąć.
Zespoły biorące udział w tej edycji
Bad Noise! przyciągnęły niezliczoną rzeszę fanów. Więcej informacji na temat imprez
Bad Noise! można znaleźć na stronie
www.badnoisetokyo.com.